Sieka, kroi i rzuca mięsem - król burgerów pochodzi z Kutna!

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Jak się okazuje stolica jest pełna kutnian. Jednym z nich jest Andrzej Andrzejczak – miłośnik krojenia, siekania, cięcia i... jedzenia! Aktualnie jego świat kręci się wokół krwistych burgerów, a jego dania gościły na talerzu samego Baracka Obamy! Sprawdźcie, co dziś serwuje naszym Czytelnikom!

Co łączy Andrzeja Andrzejczaka z Kutnem?

    - Właściwie to wszystko. Tu się urodziłem, wychowałem, mam w Kutnie rodzinę i najważniejsze osoby w moim życiu – moją Mamę i Babcię. Łączą mnie również dobre wspomnienia i mnóstwo emocji. Od kilkunastu lat mieszkam w Warszawie, ale Kutno na zawsze pozostanie w moim sercu. Tu są moje korzenie.

    Czy już jako dziecko wykazywałeś zainteresowanie kulinariami?

    - To dobre pytanie :) Już jako dziecko wykazywałem zainteresowanie dobrym jedzeniem, to na pewno. Spędzałem mnóstwo czasu w kuchni, gdyż moja Babcia zawsze dużo gotowała, również zawodowo, jest dietetykiem i prowadziła kuchnię w kutnowskim szpitalu. Zatem klimat kuchni, atmosfera i wszystko co związane z gotowaniem, nigdy nie było mi obce. W moim rodzinnym domu, kuchnia to miejsce spotkań, rozmów, miejsce magiczne.

    Jak wspominasz naukę w ZS nr 2 w Kutnie?

    - Najlepiej. Nie wiem czy do końca mogę to nazwać nauką… Miałem wtedy burzliwy okres w swoim życiu. Raczej skupiałem się na wszystkim innym, aczkolwiek „Margarynę” kochałem i z ogromną przyjemnością chodziłem do szkoły. Miałem super klasę, właściwie znałem wszystkich w szkole. Taki był Andrzejczak. Zawsze miałem dobry kontakt z ludźmi. W szkole prowadziłem radiowęzeł, muzyka towarzyszy mi przez całe życie. Piękne kombo – jedzenie i muzyka, prawda? Z ogromnym sentymentem wracam do tamtych lat, to był chyba najbardziej beztroski i wesoły czas w moim życiu…

    Co było dalej - dalsza nauka, pierwsza praca?

      - Wyjechałem na studia do Łodzi i mieszkałem tam przez 3 lata. Studiowałem Hotelarstwo i Turystykę ze specjalizacją Zarządzania w Gastronomii. Kontynuowałem kierunek, który skończyłem w Kutnie. Dziś już wiem, że było mi to całkowicie zbędne, ale niczego nie żałuję. Poznałem świetnych ludzi, dużo przeżyłem i się nauczyłem.

      W moim zawodzie nie liczy się wykształcenie, tylko umiejętności, ciężka praca i nauka, talent i determinacja. Poza tym trzeba być silnym psychicznie. O pierwszej pracy wolałbym nie wspominać. To była dość znana restauracja w Warszawie. Abstrahując, dużo mnie to nauczyło, pokory, wiary w siebie i zmotywowało do ciągłej walki o swoje.

      Kiedy i w jakich okolicznościach pojawił sie pomysł stworzenia własnej knajpy?

        - Właściwie to zawsze miałem takie marzenie. Jeszcze go do końca nie zrealizowałem. Poprzednia miejsca prowadziłem, z kolegą. Nasze drogi się rozeszły.

        Jak trafiłeś do stolicy?

          - Do Warszawy trafiłem zaraz po studiach… Mój sen o Warszawie się spełnił. Zawsze chciałem tu mieszkać, pracować, żyć. Początki były bardzo trudne. Nie żyje się łatwo w takiej aglomeracji. Dla chłopaka z małego miasta był to lekki szok. Ale z Warszawą byłem związany od małolata. Kulturowo i mentalnie. Tak jest do dziś. Kocham to miasto, ale nigdy nie zapominam o swoich korzeniach.

          Czym zajmujesz się aktualnie?

            - Obecnie jestem po otwarciu ogromnej restauracji w strefie Grand Kitchen w Arkadii. Restauracja Black – to projekt z Izraela, który mam zaszczyt współtworzyć i prowadzić w Polsce. Jestem tu szefem kuchni oraz doradcą kulinarnym. To naprawdę niesamowity projekt. Robimy prawdopodobnie najlepsze burgery w Polsce. Nie chcę być posądzony o pychę, po prostu wpadnijcie spróbować ;) Mimo, że restauracja znajduje się w galerii handlowej, to reprezentuje najwyższy poziom. Produkt premium, super serwis i pyszne jedzenie. Sprawdźcie to!

            Jakie są twoje największe sukcesy kulinarne?

              - Nie lubię się chwalić. Robiłem w życiu wiele dużych rzeczy – m.in. tę słynną kolację serwowaną na 25-lecie wolności w Zamku Królewskim, gdzie gościł Barack Obama. Ale to nie jest dla mnie najważniejsze. Dla mnie każdy gość jest tak samo ważny.

              Moim największym sukcesem kulinarnym jest to, że każdego dnia, moje jedzenie powoduje uśmiech na twarzy gości. I to jest właśnie mój sens życia. Sprawiać, że inni się uśmiechają. To jest bezcenne, niepoliczalne. Ogromna satysfakcja i radość. Mam poczucie misji, pasję i szacunek do jedzenia i ludzi.

              Ulubiona potrawa?

                - Uuuuuuu nie jedna :) Kocham mięso, trudno nie zauważyć :) Uwielbiam proste jedzenie, comfort food. Coś, co można złapać w rękę i szybko zjeść. Takie jest moje życie, muszę sobie ułatwiać. Kocham mięso, gluten i cukier! Najgorzej… hahaha :) Bardzo lubię kuchnię azjatycką – często jem ramen, pho, bao, banh mi. Kocham bliski wschód – lawasze, hummus, wszelkiej maści dania z jagnięciny. Ale moim konikiem jest street food – uliczne jedzenie to teraz nr 1 na całym świecie. To już nie tylko fast foody – kebaby, frytki i zapiekanki. To wysokiej klasy jedzenie, na które moda dopiero wchodzi.

                Jakie masz zawodowe plany na przyszłość?

                  - Jest ich trochę. Do końca roku skupiam się na Blacku. A co dalej? Życie pokaże. Nie lubię do końca planować. Już nie raz moje plany zostały poddane dość brutalnej weryfikacji. Na pewno ruszę w przyszłości ze swoim nowym projektem – Meatologia. Życie płynie, ja działam, nie zatrzymuje się. Czekam, z pokorą.

                  Udostępnij na:
                  Facebook
                  wróć na stronę główną

                  ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

                  e-mail
                  hasło

                  Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE