reklama

Śniadanie o 23? We Władywostoku jest 8

Opublikowano:
Autor:

Śniadanie o 23? We Władywostoku jest 8 - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaPiątek, 3 sierpnia. Wstaję o 23.00 czasu warszawskiego- sam nie wiem jaka to wiadomość. We Władywostoku oznacza to 8.00... Śniadanie - normalne, jak w każdym hotelu na świecie, krótka drzemka - zawsze lepiej się po niej czuję i w drogę. Dzisiaj celem jest Twierdza Władywostocka.Niezwykle uprzejma i służąca pomocą recepcjonistka tłumaczy mi jak do niej dojść: "... i będą tam drewniane schodki prowadzące z promenady (na górze) prosto na plażę." Mówi z miłym uśmiechem. Czyli dzień zaczął się dobrze!Idę powoli we wskazanym kierunku, mijam coraz więcej budów: to hotele i apartamentowce - niektóre budowane bezpośrednio przy morzu: konstrukcja jednego wykorzystuje wybrzeże klifowe w następujący sposób, że nad teren wystaje tylko część administracyjno-usługowa, z kolei pokoje i apartamenty położone są poniżej poziomu promenady, tak że wyłącznie z morza można podziwiać całą konstrukcję hotelu. Ciekawie pomyślane.

MŁOTY PNEUMATYCZNE

Z każdej strony słychać pneumatyczne młoty - pracują przy tworzeniu "nowej" linii brzegowej. Ta architektura morza sprowadza się do jednego - wydrzeć kolejny kawałek suchego lądu - jest to o tyle opłacalne, że miejsce nad samym morzem jest zdecydowanie droższe przy sprzedaży, a po drugie budowanie na "sopkach" (wzgórzach) władywostockich nie jest tańsze, z powodu wymaganych specyficznych rozwiązań konstrukcyjnych (potrzeba więcej stali zbrojeniowej, betonu i prac ziemnych).

Na podstawie tablic inwestorskich przy budowach mogę stwierdzić, że powstaną w tym miejscu hotele finansowane przez Hyundai`a (Tak! Tak!) oraz sieć Hyatt`a. Czyli wysoki światowy standard. Promenada, jak wiele innych miejsc w mieście, oczywiście jest restaurowana, oczywiście różnokolorowymi marmurami- co interesujące, będzie wyglądać dokładnie jak na początku XX wieku. Nic lepszego nie potrafimy wymyślić! Ciekawe czemu?

Może to nostalgia za "lepszymi", spokojniejszymi czasami? Zapewne doza idealizacji przeszłości odgrywa w tym wszystkim dość dużą rolę! Znalazłem schody, skorzystałem z nich dość odważnie i śmiało, znalazłem się na nabrzeżu, a chwilę później tuż przy plaży.

DYNAMA WŁADYWOSTOK

Przy niej położony jest stadion "Dynama Władywostok" na jakieś 7 tysięcy widzów, a przed bryłą stadionu można podziwiać ogromną fontannę, z synchronicznymi wodotryskami - można się zapatrzeć! Przy plaży oczywiście deptak, na nim pełno pamiątek znad Morza Japońskiego - jak w Kołobrzegu, Ustce czy Międzyzdrojach - tylko muszle mają zamiast nazw tych kurortów napis "Władywostok".

Obowiązkowo zszedłem na plażę - czas "pobrać" piasek dla Gośki - obiecałem do jej kolekcji - a skoro słowo się rzekło.... Po tej zabawie poszedłem w stronę Twierdzy - po drodze oczywiście oczywiste zakupy - w tym dla córki. Na straganie zostałem rozpoznany jako Polak - jego właściciel, emerytowany pracownik "Inturistu", bardzo często jeździł do Polski i przyjmował naszych rodaków na miejscu.

Chwila rozmowy, wyczuwam nostalgię w jego głosie i pozytywne nastawienie. Miło wiedzieć, że nawet tutaj jesteśmy pozytywnie odbierani. Mamy pod tym względem w Rosji ogromny potencjał!

Przeglądając strony o rozwoju Syberii wszędzie rzucało mi się w oczy, że odcisnęliśmy niezatarte piętno na tych obszarach, zaczynając od wprowadzenia wędzarni, poprzez cukiernie, hotele, a skończywszy na ludzkim traktowaniu służby oraz utożsamianej z nami kultury bycia i uprzejmości wobec obcych. No RODACY, dbajmy o to! TO jest nasz największy kapitał i nie mają tego nawet Chińczycy czy Amerykanie!

WIZYTA W OCEANARIUM

Po zakupach zrobiłem dosłownie kilka kroków i... wyszedłem prosto na oceanarium! Nowoczesny budynek z typowymi dla tego modelu spędzania czasu akwariami i terrariami dla tropikalnych ryb i gadów. Całkiem urokliwe miejsce z zapleczem dla dzieci - plac zabaw i mini zoo - jak również dla dorosłych - kawiarnia.

Nie, alkoholu nie ma! Wokół wzgórz, na których położonych jest cel mojej wędrówki ogólnie: plac budowy... I wszędzie Chińczycy - rzeczywiście muszą być konkurencyjni, czytaj tani. Układają marmurowe płyty chodnikowe oraz schody wiodące na szczyt wzgórz. Ciężko pracują - to widać! Widać również, że są zmęczeni.... Jest ich mnóstwo! Dosłownie!

Z całego tego zamieszania wynika dla mnie jedno: normalna droga do Twierdzy jest zamknięta. Pytam więc przechodzącą Rosjankę - którędy muszę iść? I postępuję zgodnie z otrzymana instrukcją. Niestety to co dla miejscowych jest OCZYWISTE dla turysty już takie nie jest... Wchodzę do stróżówki przy parkingu zapytać o drogę, a tu .... Chińczyk!

W dodatku nietutejszy... Zupełnie jak ja! Na szczęście operator koparki pracującej tuż obok to Rosjanin i wskazuje mi drogę. Tak, nadal jestem na placu budowy, a przeszedłem jakieś 500 metrów... Niestety operator też się pomylił, znaczy bramę znalazłem, ale była zamknięta. Może muzeum nie działa? Sytuację uratował chłopczyk, który pojawił się za ogrodzeniem Twierdzy.

Dokładnie, z wielkim zaangażowaniem, opisał mi jak dojść do wejścia, które... przeszedłem jakieś 600 metrów temu... Jak się chwilę później okazało zaangażowanie chłopca wynikało z tego, że jego rodzice to pracownicy muzeum Twierdzy - pewnie dlatego spotkaliśmy się przy wejściu, gdzie już na mnie czekał.

CEGŁY Z CAŁEGO IMPERIUM

Przeglądając ekspozycję, śledząc kolejne etapy umacniania się Imperium Rosyjskiego na tych terenach, zdałem sobie sprawę, jaka wielka musiała być DETERMINACJA Rosjan w zakresie podboju, eksploatacji i zagospodarowania oraz integracji Kraju Nadmorskiego z pozostałą częścią Imperium.

Rzeczywiście TRZEBA przejechać te 9288 kilometrów z Moskwy, aby chociaż "blado" zdać sobie sprawę z dystansu dzielącego stolicę od rubieży... Już sam fakt, że potrafili wzbudza szacunek. Twierdza to kazamaty - w jednej jest wystawa - oraz plac apelowy, na którym zgromadzono uzbrojenie z różnych epok: począwszy od połowy XIX wieku, aż do lat 70-tych XX wieku. Jest na co popatrzeć.

Moją uwagę na wystawie przykuły zamknięte w gablocie cegły - z cegielni całego Imperium - z których murowano forty i koszary dla żołnierzy. Rzeczywiście pochodzą z całej Rosji. Może budowa Imperium potrafi scalić wokół idei całe społeczeństwa? Bo przecież carska Rosja również nie była jednolita pod względem narodowościowym... Obowiązkowe fotografowanie (dzięki pomocy ojca chłopca!) i schodzę na dół.

RESTAURACJA W STYLU JAPOŃSKIM

Po drodze wchodzę do restauracji - okazuje się urządzona w stylu japońskim - serwowane jest co prawda nie tylko sushi - ale ja chcę napić się kawy. Lokal, jakiego nie powstydziłoby się żadne miasto na świecie, daję słowo! Obsługa miła, uprzedzająca wręcz.

Młody barman po chwili obserwacji pyta skąd przyjechałem. Po uzyskaniu odpowiedzi KONIECZNIE chce poznać moje zdanie o mieście! Dobrze to wróży dla miejscowości, kiedy jego mieszkańcy zastanawiają się, jak ich gród jest odbierany przez innych. Po kawie swoje kroki skierowałem na plażę.

Nie namyślając się długo zamoczyłem nogi w falach Morzach Japońskiego, będę to wydarzenie zawsze miło wspominał. No bo jak często mam przyjemność chodzić w wodach tak egzotycznego morza? Chwila melancholijnej zadumy - otrzepanie się z piasku i ... znów zauroczyła mnie fontanna! Ten nieuchwytny czar przyciągał moje spojrzenie przez dłuższą chwilę.

MŁODA PARA NA WZGÓRZU

Trafiłem na deptak - ulica Admirała Fokina. Urocza, stosunkowo niska zabudowa, brak ruchu pojazdów i ciekawe sklepy - jak ten z tytoniem, występujący pod imieniem i nazwiskiem Winstona Churchilla.

Na światłach w prawo - trafiam na ulicę Pierwszą Morską - tutaj mam możliwość podziwiać neoklasycystyczne budynki z przełomu XIX i XX wieków. W drodze powrotnej przechodzę obok kinoteatru "Ocean" i tuż obok na zagospodarowanym pod skwer wzgórzu trafiam na obfotografowywaną młodą parę.

W drodze do hotelu jak zawsze spotkanie z Leninem. Cześć Lenin! I hotel. Siedząc i oddając się wolnomyślicielstwu - dotarł do mnie fakt, że NIGDZIE na murach nie widziałem graffiti. Niezbyt dobrze wypadamy na tym tle! Wręcz tragicznie - będę szczery do bólu.

Przy oglądaniu telewizji zwróciłem uwagę na to, że Rosjanie lubią wytykać Amerykanom potknięcia lub nawet posuwają się do lekkiej uszczypliwości. Jednak "degradacja" w lidze światowej zawsze jest bolesna! Z tego wniosek, żeby się przykładać na własnym podwórku, aby NIGDY nie poznać smaku tego uczucia. Zaczęło padać.

Artur Gierula

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo