LJ: Czego ludzie mogą się nauczyć, dzięki obchodom tego święta?
MW: Nie można podchodzić do tego tak praktycznie. Obchody mają rozszerzyć horyzonty oraz dostarczyć odczucia ważności udziału w społeczności, która dba o swoją tradycję. Jest to jak dotknięcie czasu, obecność w ciągłości historii.
LJ: Czy uważa Pan, że młodych mieszkańców miasta zainteresuje takie święto?
MW: Prawdę mówiąc, mnie to nie interesuje. Znam proces odmóżdżania młodzieży i obawiam się, ze jest ona w dużej części pozbawiona świadomości historycznej.
LJ: Dlaczego w Kutnie powinniśmy obchodzić Święto Błękitnej Armii i jakie są jej związki z naszym Miastem?
MW: Historycy zapomnieli o tym, że Dywizja Instrukcyjna prosto z Francji przybyła nad Wisłę. Jej dowództwo, garnizon i niektóre oddziały znalazły siedzibę w Kutnie. Była to najlepsza dywizja Hallerowska. Kutno jest jedynym polskim miastem, które może się poszczycić tym, że stacjonowała w nim armia gen. Hallera. Tutaj też nastąpiła jej inkorporacja do szeregów regularnego Wojska Polskiego pod koniec 1919 roku. Żołnierze bardzo zżyli się z naszą społecznością. Dużo osób w mieście ma korzenie hallerowskie. Gdyby nie ta armia, Polska byłaby traktowana jako wróg, dzięki niej znaleźliśmy się po stronie zwycięzców I wojny światowej. Poza tym była to armia zwycięska, złożona głównie z synów emigrantów, wnieśli oni powiew zachodu do Kutna. Mieszkańcy dzięki nim pierwszy raz zobaczyli czołg czy samochód ciężarowy.
LJ:Co powinno się zmienić w obchodach tego święta?
MW: Święto jest źle organizowane, w duchu martyrologicznym. Zupełnie tego nie rozumiem, ponieważ była to armia wesoła, zwycięska. Nie ma tu żadnych nieszczęść, jedyną ofiarą był Hallerczyk, który podczas pobytu w Kutnie utopił się w stawie. Święto powinno być obchodzone z radością i humorem. Przedstawiałem swoje projekty odnośnie zmian, ale nikt nie podjął ze mną w tej kwestii dialogu.