Problem dotyka najmocniej mieszkańców domków zlokalizowanych w sąsiedztwie targowicy. Jak słyszymy, wszystko zaczęło się, gdy w pobliżu pobudowano bloki TBS-u.
- Kiedy mocniej popada, studzienki się zapychają, w tym też te kanalizacyjne. Później wszystko wybija, a fekalia wypływają wraz z wodą na ulice. Jak na drugi dzień wyjdzie słońce, fetor jest nie do zniesienia, śmiedzi jak w szalecie - utyskuje jedna z mieszkanek.
Nie inaczej było 11 czerwca, gdy po nocnej ulewie ulica znów zamieniła się w potok deszczówki i ścieków. Czy władze miasta zdają sobie sprawę z bolączki mieszkańców ul. Narutowicza? Czy i jak można im ulżyć? O to zapytaliśmy w urzędzie miasta.
- Na skutek tak obfitych opadów nastąpiło natychmiastowe wypełnienie kanałów deszczowych, które nie nadążyły odbierać napływającej do nich wody, co spowodowało zalanie ulicy. Woda z ulic i chodników wpływała także do kanalizacji sanitarnej i wypełniła kanały, co zaskutkowało wydobywaniem się odoru ze studzienek na kanalizacji sanitarnej. Na wysokości bloków TBS i targowicy jezdnia w ul. Narutowicza ma najniższą rzędną i tu powstaje największe rozlewisko - czytamy w odpowiedzi magistratu.
Urząd dodaje, że z informacji uzyskanej od Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji wynika, że kanały - zarówno sanitarny, jak i deszczowy - jest czysty, drożny i w dobrym stanie eksploatacyjnym, a główna przyczyną zalania był obficie padający deszcz.
- Takiej ilości wody z opadów w tak krótkim czasie nie jest wstanie odebrać żadna kanalizacja. Po ustąpieniu opadów w ciągu niespełna godziny wody opadowe zostały odprowadzone z ulicy do odbiornika (rzeki) - wyjaśnia UM.
Woda opadła, fetor jednak pozostał, a mieszkańcy nie czują się usatysfakcjonowani odpowiedzią i zapowiadają interwencję w urzędzie miasta, sanepidzie i PWiK.
- Mówienie, że czegoś nie da się zrobić, to nie odpowiedź. My, jako mieszkańcy, jesteśmy przekonani, że problem leży w studzienkach kanalizacyjnych i że należy znaleźć rozwiązanie. Nie damy się łatwo zbyć. W powietrzu unoszą się bakterie i zarazki z fekaliów, my to wdychamy i przenosimy na podeszwach do domów. Jak ktoś z nas zachoruje, ciekawe jakie wtedy będzie tłumaczenie PWiK - mówią stanowczo mieszkańcy.
Czy postawią na swoim? Do tematu wrócimy.