reklama

Żyje bez nóg i z jedną ręką

Opublikowano:
Autor:

Żyje bez nóg i z jedną ręką - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaTakiego optymizmu i wiary w ludzi Jerzemu Tomczakowi może pozazdrościć każdy. Ponad 50-letni kutnianin od 10 lat żyje bez nóg i zaledwie z jedną ręką. - Nigdy nie poddaję się bez walki. Mam protezy, więc chodzę, poza tym palę papierosy, czasami coś ugotuję i szeroko uśmiecham się do ludzi - mówi mężczyzna.fot. Pan Jerzy porusza się dzięki protezom.

Jerzy Tomczak udowadnia sobie i światu, że niepełnosprawność nie musi wcale przeszkadzać w tym, by czerpać z życia całymi garściami. Mógł się załamać, zamknąć w domu na czwartym piętrze...

"Dostałem drugie życie"

Kutnianin był jednak na tyle uparty, że wybrał życie. - Po wypadku narodziłem się na nowo - twierdzi.

Kutnianin obydwie nogi i lewą rękę stracił na skutek wypadku kolejowego, od którego niedawno minęło 10 lat. Niewiele z niego pamięta. Wie o nim tyle, ile powiedzieli mu znajomi i rodzina. Wracał z Ciechocinka. W Aleksandrowie Kujawskim chciał złapać pociąg do domu. Jako maszynista z doświadczeniem sądził, że uda mu się wskoczyć do lokomotywy.

- Wiele raz tak się robiło. Tym razem zabrakło mi kilku schodków - mówi pan Jerzy.

Przez kilka dni przebywał w śpiączce. Jego żona i syn przeżywali wówczas horror. Gdy się wybudził rozpoczęli wspólną walkę o w miarę normalne funkcjonowanie.

- Zawziąłem się w sobie i mówiłem lekarzom, że będę chodził i to prędzej niż później. Dwa miesiące po wypadku pojechałem do szpitala wojskowego w Lądku Zdroju. Tam po raz pierwszy rehabilitanci doprowadzili mnie do pionu przy drabinkach. To było dziwne uczucie. Z faceta, który miał 1,76 metra wzrostu stałem się o ponad pół metra niższym człowiekiem - wspomina kutnian.

Jako 40-latek uczył się chodzić

W niedługim czasie udało się kupić protezy. Pan Jerzy uczył się chodzić od nowa. Sztukę tę opanował bardzo dobrze. W tej chwili nie ma problemów z tym, by zejść z czwartego piętra, na którym mieszka. Sąsiedzi już przyzwyczaili się to tego, że schodzi tyłem, bo tak jest mu po prostu wygodniej. Nierzadko pan Jurek spaceruje po mieście, regularnie też jeździ koleją.

- Nie potrafiłbym zrezygnować z tych podróży. Z racji wykonywanego zawodu znajomych - kolejarzy mam w całej Polsce. Przynajmniej raz w miesiącu wsiadam pociąg i jadę przed siebie - dodaje kutnianin.

Dodatkowo od dwóch lat mężczyzna porusza się po mieście na elektrycznym wózku. Część pieniędzy dostał dzięki unijnemu programowi, a część z 1 procenta.

- To jest naprawdę luksus. Nie jestem od nikogo uzależniony. Mogę samodzielnie robić zakupy, które później pomagają mi wnieść życzliwi sąsiedzi. Zresztą to, że żyję pełnią życia zawdzięczam wielu osobom. Koledze Karolowi, który woził mnie swoim samochodem na rehabilitację. Pani Ani z Polskiego Towarzystwa do Walki z Kalectwem, dzięki której mogę regularnie pływać w aquaparku i ćwiczyć swoje mięśnie. Ogromnym wsparciem jest też dla mnie rodzina i wiara. Dzięki tej ostatniej nie załamałem się, nie potrzebowałem psychiatry i mimo kalectwa jestem szczęśliwym człowiekiem - kwituje pan Jerzy.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo