Takie doraźne łatanie dziur nie ma sensu, nie opłaca się - twierdzą kutnianie. Ich zdaniem to wyrzucanie miejskich pieniędzy w błoto.- Wyremontowaliby te drogi raz a porządnie, no i oczywiście w odpowiednich warunkach atmosferycznych. Tydzień temu drogowcy wylewali gorący asfalt do dziur, w których zalegała woda po opadach deszczu ze śniegiem. Przecież wiadomo, że efektów takiej pracy nie będzie - uważa pani Teresa.
Halina Wojtczak codziennie przechodzi przez Rondo Solidarności w drodze z pracy. - Pracuję długo, wracam, gdy jest już ciemno - mówi kobieta. - Przechodząc przez jezdnię często nie zauważam dziur i się potykam.
- Ciągle naprawiają te drogi, ale to na nic. Wszystko rozbija się o pieniądze. Być może doraźne łatanie dziur jest tańsze niż gruntowna naprawa, ale i tak się nie opłaca. Przecież dziury powstają w tych samych miejscach, na dodatek co kilka dni - twierdzi Halina Puchalska.
Kutnianie żartują, że jedynym atutem częstego łatania dziur jest to, że przynajmniej drogowcy nie muszą się martwić o pracę. Doceniają także poczucie humoru wiceprezydenta Kutna, Jacka Boczkaja, który w przypływie szczerości nazwał, na spotkaniu z dziennikarzami, pozimowe łatanie dziur "Głupiego robotą".