Poprzednia szefowa pośredniaka zapewnia, że wszystkie zarzuty może obalić.
- Pani Raciborska wykorzystuje fakt, że nie mogę się bronić. Wszystko przez to, że przyczyniłam się do odwołania Mirosławy Gal-Grabowskiej ze stanowiska dyrektora PUP, zwolniłam również Danutę Raciborską z urzędu. Co do niewykorzystanych środków, mieliśmy podpisane umowy na rozdysponowanie wszystkich pieniędzy. Sprawy jednak działy się na przełomie roku 2010-2011. W grudniu nie wszyscy pracodawcy zwrócili się do nas po refundację kosztów zatrudnienia bezrobotnych. Zgłosili się po nie w styczniu, do czego mieli prawo. Poza tym w ostatniej chwili osoby bez pracy rezygnowały z dofinansowania na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Zresztą nie rozumiem tego zarzutu, za czasów Mirosławy Gal-Grabowskiej wykorzystanie środków finansowych było na poziomie 87-88 proc.
Raciborska zarzuca również Konwerskiej, że rozwinęła tzw. "turystykę szkoleniową". Na kursy dla pracowników wydano w ubiegłym roku ponad 120 tys. zł, które pochodziły z Funduszu Pracy.
- Urzędy pracy działają w oparciu o przepisy prawa, które się zmieniają. Pracownicy muszą się dokształcać, podnosić swoje kwalifikacje. Mają do tego prawo. To prawda, pracownicy jeździli do Zakopanego, Kołobrzegu, bo w tych miejscowościach organizowano letnie szkoły na przykład dla pośredników pracy. Wiele z tych kursów było darmowych, koszty pokrywało ministerstwo. Szkolenia opłacano ze środków Funduszu Pracy. Pani Raciborska zapomniała jednak wspomnieć, że nie mogliśmy ich przeznaczyć na inny cel - wyjaśnia Konwerska.
Była szefowa PUP przekonuje również, że 350 błędnych decyzji, które wydano w 2009 r. w sprawie prawa do stypendium nie rodziły żadnych konsekwencji finansowych. Zmiany, które po kontroli zalecił Urząd Wojewódzki, były jej zdaniem kosmetyczne. Nie zgadza się również ze stwierdzeniem, że placówka przez nią zarządzana, w sposób nieprawidłowy prowadziła przetargi.
- To prawda, zapłaciliśmy karę, ale z prezesem zamówień publicznych się nie dyskutuje - mówi. - Chodziło o zakup serwera. Wybrano ofertę, która nie była najtańsza. Za to najlepsza pod względem technicznym. Prezes zamówień publicznych uznał jednak, że powinniśmy wybrać tańszą ofertę, stąd ta kara - dodaje.