Na pierwszy plan poszła ulica Grunwaldzka. Pojechałem tam z dobrymi chęciami, wszakże to główna arteria komunikacyjna miasta, którą codziennie przemieszcza się do pracy kilka tysięcy kutnian i drugie tyle przejezdnych. Po ominięciu kilku niewielkich, niegroźnych „dziurek” na Wyszyńskiego, znalazłem się na upragnionej Grunwaldzkiej... Mięciutki asfalcik, zero dziur, pełen luz... i nagle wielkie BUUUUMMMM! Otwarta studzienka?
Niestety nie studzienka… a asfaltowy dywanik gęsto pokiereszowany dziurami. Rekordzistka miała około jednego metra średnicy i kilkanaście centymetrów głębokości (fot.). Fragment drogi zabójczy dla osób zjeżdżających z pierwszego, równiutkiego fragmentu drogi. Zagrożenie duże szczególnie wśród przyjezdnych, bo oni drogi nie znają, jadą często pierwszy raz. Chyba nie chcemy, aby mieli takie wspomnienia z Kutna?
A jak w innych częściach miasta? Pojechałem na ul. Przemysłową z wykorzystaniem naszego „zabytkowego” wiaduktu… a tu najpierw miła niespodzianka. Szykowałem się na slalom gigant pomiędzy dziurami, ale wszystko pięknie „połatane” i ugładzone. Pomyślałem dalej może być już tylko gorzej… i niestety moje obawy okazały się prawdziwie. Zjazd z wiaduktu w dół bliżej nieznaną mi uliczką w Przemysłową bije chyba wszystkie rekordy. Na powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych nawierzchnia wygląda jak po solidnym ostrzale artyleryjskim radzieckich sołdatów. (fot) Tych dziur po prostu nie da się ominąć… tylko, co na to nasze samochody? No cóż mamy przynajmniej w Kutnie krajobraz księżycowy!
Jeszcze gorsza sytuacja była do czasu położenia asfaltowych „łat” na prowadzących z dworca PKP do centrum ulicach Sienkiewicza i Rychtelskiego. Na całej długości jezdni więcej dziur niż równej drogi. Przed „łataniem” zdarzały się dziury (fot) zajmujące praktycznie całą szerokość jezdni, albo takie, które nagle wyrastają w środku ruchliwej ulicy… (fot). Uwaga, więc na opony, koła, felgi i podwozia… z Sienkiewicza nie ma żartów, nawet po doraźnym „załataniu”.
Niestety podobna sytuacja jest także na większości innych kutnowskich dróg. Jeszcze gorzej jest w regionie, gdzie jezdnie niejednokrotnie nie były w ogóle odśnieżane. Co więc pozostaje nam kierowcom? Chyba tylko ćwiczyć slalom gigant… oby nie tak "skutecznie" jak nasi olimpijczycy w Turynie.
Patryk Ślęzak