Mimo choroby nasz rozmówca swoim pozytywnym podejściem do świata mógłby podzielić się pewnie z połową miasta. Do pełni szczęścia brakuje mu realizacji tylko jednego bardzo skromnego marzenia – nagrania dwóch swoich piosenek w profesjonalnym studio w towarzystwie innych muzyków by "coś po sobie zostawić". Poniżej nasza rozmowa z Panem Piotrem i kilka jego utworów.
Zacznijmy może od początku Pana przygody z muzyką. Jak to sie zaczęło?
Mój Świętej Pamięci ojciec był saksofonistą w orkiestrze. W domu było nas pięcioro, wszystkim oprócz mnie „słoń na ucho nadepnął”. Byłem kościelnym organistą, kurs organistowski zdawałem w wieku 15 lat. Zdałem go, skończyłem szkołę, potem pojechałem na Śląsk. Chciałem być górnikiem, więc poszedłem do szkoły górniczej, ale raz zjechałem na dół i już powiedziałem, że tej szkoły jednak nie chcę. Potem wylądowałem w Hiszpanii i tam się zaczęła moja muzyczna przygoda. Zacząłem grać na ulicach.
Ile lat temu to było?
Około 20-30 lat, całkowicie inne czasy, nie można było wyjechać za granicę. No ale mnie się udawało i tam grałem. Jeszcze wcześniej – w tamtych czasach były Dni Głosu Wybrzeża, grał tam zespół Kombi. Pamiętam jak dziś – perkusistę zabrali do wojska i Pan Skawiński pyta ze sceny „kto umie grać na perkusji?”. Podniosłem rękę, miałem wtedy 17 lat, zagrałem z nimi kilka kawałków. Tak to wszystko się zaczęło. Nie jestem w wykształcenia muzykiem, jestem samoukiem, ale zagram na każdym instrumencie.
Jaką muzykę Pan wykonuje? Czy to ograniczenia do jednego gatunku muzycznego, czy jest tego więcej?
Moja żona pisze mi teksty, ja robię muzykę. Niektórzy mówią, że nie można zagrać hip-hopu na gitarze. Można. Na moim kanale jest challenge hip-hopowy na gitarze i jeszcze jeden utwór „Serce”. Gram też covery, bardzo lubię Krajewskiego z Czerwonych Gitar. Nie gram oczywiście wszystkich jego piosenek, bo to jest po prostu niemożliwe, nie mam takiego głosu jak on.
Jaki jest odbiór Pana muzyki czy to wśród rodziny, czy to wśród znajomych, czy nawet w internecie? Jak reagowali ludzie, kiedy grał Pan na ulicy?
Powiem tak – przy graniu na ulicy ludzie zatrzymywali się i słuchali, prosili o różne utwory. Za granicą bardzo często muzyką graną na ulicy zainteresowani są Japończycy, często zatrzymują się całymi grupami.
Grałem w pasażu, dużo sklepów. Ich właściciele trzymali dla mnie miejsce, bo to przyciągało im klientów. Jak kilka dni mnie nie było to byli zdziwieni, myśleli, że jestem chory.
Tutaj w parku Wiosny Ludów była knajpka. Tam też grałem. Ludzie chętnie przychodzili. Sama gra sprawia mi wielką radość, lubię grać dla kogoś. Nikt nie musi mi za nic płacić, ja gram dla samej przyjemności grania.
Uznaję tylko muzykę „na żywo”. Nie umiałbym zaśpiewać pod podkład grany z taśmy. Ja muszę zagrać, ten instrument trzeba wyraźnie słyszeć. Do każdej piosenki coś opowiem, bo każda piosenka ma duszę. Wszystkie piosenki pisane przez żonę były pisane z głębi serca, nie na zasadzie „usiąść i pobazgrolić”.
Jaka tematyka przeważa?
Zwykle jest tak, że ja daję koncepcję, a Martyna stara się pisać utwory takie typowo o życiu. Trzeba robić muzykę o tym, co się czuje.
Czy są jakieś sukcesy, albo inne ciekawe wydarzenia oprócz wspomnianego Pomorza?
Są, ale albo nie są udokumentowane, albo dokumenty „zjadł pies”. Pod koniec lat 80-tych był koncert charytatywny w Opolu albo we Wrocławiu. Ksiądz dał mi gitarę, miałem zagrać sześć utworów. Nie typowo kościelnych, chodziło o normalne piosenki. Po tych sześciu piosenkach nie mogłem zejść ze sceny, kilka zespołów chciało mnie do siebie zwerbować, ale ja nie chciałem, no bo jak to młody człowiek – chciałem być samowystarczalny. Kiedyś byłem w Holandii, poznałem kobietę, która malowała, Polka. Powiedziała „Weź coś zagraj”. Zagrałem swoje utwory, ona malowała pod muzykę. Obrazy wyszły naprawdę piękne.
Ale już teraz moim jedynym marzeniem jest zagrać i nagrać przynajmniej dwa moje utwory z całą obramówką, czyli perkusja, organy, bas itd.
Chodzi o takie nagranie w profesjonalnym studiu muzycznym?
Tak, to moje jedyne marzenie. Po zabójstwie Pana Adamowicza nagrałem utwór, żona w 10 minut napisała tekst, a ja w głowie już miałem gotową muzykę. Wziąłem instrument i utwór był gotowy. Wszystkim się spodobał. Nie znałem tego człowieka, kojarzyłem tylko z telewizji, to był fajny facet. Te polityczne gierki – to mnie nie interesuje, chodziło tylko o fajnego człowieka.
Wysłałem piosenkę do Gdańska, do rozgłośni, do żony Pana Adamowicza. Niestety, nikt nie odpowiedział. A ja chciałem, żeby ta piosenka nieco się rozeszła, bo nikt na ten temat utworu nie napisał.
Wielu muzyków mówi, że najlepsze teksty to te napisane pod wpływem chwili. W emocjach i spontanicznie
Tak, od razu napisać to, co się czuje. Bez zbyt długich analiz i wielu poprawek. Wiem, że jakby np. Osiecka żyła to inaczej by napisała ten tekst o Adamowiczu, ale nasz utwór oddawał to, co my czujemy.
A w tej chwili jak wygląda Pana twórczość od takiej technicznej strony?
Nagrywam w domu jak córka zaśnie. Ona ma taki sen, że się nie obudzi. Potem na komputerze wszystko obrabia żona.
Jakie są reakcje sąsiadów?
Pozytywnie, jak byłem zdrowy zdarzało mi się wychodzić na balkon i grać, coś jak mini koncerty, ludzie na ulicy się zatrzymywali. Kiedyś mieszkałem obok pizzeri, też zdarzyło mi się wyjść na balkon i zagrać, ludzie z tego lokalu mi brawo bili, prosili żebym zszedł na dół
Nic dziwnego, nie wiem czy znam kogoś, kto nie lubi pizzy i piwa przy muzyce na żywo
To jest właśnie to, muzyka na żywo. Nie puścić płytę i koniec, to nie ma takiego klimatu.
Wspomniał Pan o chorobie. Wiem, że niedługo ma Pan kolejną chemię
Cały czas niby bolał mnie kręgosłup. Żona powiedziała, że warto zrobić badania. Opisywała mi to doktor z Płocka. Zadzwoniłem, powiedziała, żebym przyjechał. Dała mi wydruk, znalazła na aorcie raka, jest nieoperacyjny z przerzutami.
Jak i czy w ogóle muzyka pomaga w walce chorobą? Jest to coś w rodzaju terapii?
To jest jak terapia, ja kocham muzykę. Nieraz dziecko mi podaje gitarę i mówi „tata, zagraj, ja potańczę”. Ona wie, że tata jest chory. Biorę instrument i gram. Powiem tak – ja się nad sobą nie użalam i nie chcę się użalać. To nie sztuka usiąść i rozpaczać, bo człowiek jest chory. Przyszło, no dobra, trudno.
Trzeba być pozytywnie nastawionym do życia i tego, że ono kiedyś minie. Ja nikogo o pomoc nie proszę, nie namawiam ludzi, żeby cokolwiek dla mnie zrobili, chociaż np. czasami potrzebuję transportu do Bydgoszczy. O nic nie proszę. Może z wyjątkiem tego, żeby ludzie czasami posłuchali mojej muzyki. To by było fajne. Jak kogoś zainteresuje moja muzyka to nie ma problemu, jestem w stanie z każdym zagrać, z każdym jednym muzykiem.
Rozmawialiśmy o nagraniu w studiu, czy oprócz tego ma Pan jeszcze jakieś muzyczne marzenia?
To moje jedyne marzenie. Zagrać i nagrać moje dwa utwory.
Raczej nie jest to coś niemożliwego do zrealizowania. Niektórzy pół życia marzą, żeby milion wygrać
Mnie żadne wygrane nie interesują. Chciałbym tylko nagrać dwa swoje utwory z pełną obsadą muzyczną. Chcę coś po sobie zostawić.
Rozmawiał Tomasz Zagórowski
Jeśli ktoś chciałby pomóc Panu Piotrowi w nagraniu jego utworów w studio muzycznym może skontaktować się z:
- naszą redakcją: zagorowski@kutno.net.pl albo poprzez facebooka KCI
- lub bezpośrednio z Panem Piotrem: piotrmuzyk0427@gmail.com
Pan Piotr mówił także, że jest otwarty na występ w kutnowskich barach, restauracjach lub innych knajpach. W grę wchodzą również występy np. w kościołach. Jeśli ktoś ma ochotę zaprosić go na taki koncert również może napisać w tej sprawie pod któryś z podanych powyżej adresów mailowych lub przez facebooka.
Poniżej kilka utworów którymi Pan Piotr chciał się podzielić z naszymi Czytelnikami. Po więcej zapraszamy na jego YouTube.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.