Późny wieczór, na pogotowie dzwoni starsza kobieta. Zgłasza, że w jej mieszkaniu jest nieprzytomna osoba. Reakcja medyków jest błyskawiczna - karetka na sygnale już po kilku minutach dojeżdża na miejsce. Finał zgłoszenia jest jednak zaskakujący.
- Okazało się, że w mieszkaniu nie ma żadnej nieprzytomnej osoby. Kobieta, którą medycy zastali na miejscu, powiedziała, że zadzwoniła na pogotowie, bo poczuła się słabo i tak jakby była nieprzytomna. Tak naprawdę kutniance nic nie dolegało - wspomina Aleksander Abel.
To nie jedyne tak absurdalne zgłoszenie. Medycy przykładami podobnych interwencji szastają niczym kartami z rękawa. Prawdziwym hitem była wizyta u kobiety, którą bolały nogi. Powód? Dzień wcześniej przez całą noc bawiła się na dyskotece.
Są też bardziej krwawe, ale równie niepotrzebne interwencje.
- Nie tak dawno dostaliśmy wezwanie, że na ulicy leży mężczyzna z przeciętą aortą i dookoła jest kałuża krwi. Okazało się, że delikwent jest pijany do nieprzytomności i nie ma siły wstać. Poza upojeniem alkoholowym był całkowicie zdrowy - dodaje jeden z ratowników.
Jak podkreśla Aleksander Abel, mieszkańcy Kutna nie mają świadomości, że swoimi absurdalnymi zgłoszeniami narażają życie innych osób.
- Kilka tygodni temu na ulicy Jana Pawła II młody mężczyzna dostał ataku padaczki. Medycy przyjechali na miejsce dopiero po kilkunastu minutach, bo wcześniej karetki były zajęte. Jedna z nich wizytowała kutnianina, którego bolało... gardło - wyjaśnia A. Abel. - Kutnianie dzwonią do nas praktycznie z każdą dolegliwością, jakbyśmy byli lekarzami pierwszego kontaktu. Zapominają, że pogotowie ratunkowe ma ratować ludzie życie, a nie ich leczyć ze zwykłych dolegliwości.