reklama
reklama

Obserwacje, przeszukania i… psikanie damskimi perfumami. Tak "od kuchni" wyglądała wizyta znanego polityka w Kutnie [KOMENTARZ/ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Obserwacje, przeszukania i… psikanie damskimi perfumami. Tak "od kuchni" wyglądała wizyta znanego polityka w Kutnie [KOMENTARZ/ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
54
zdjęć

Udostępnij na:
Facebook
Wydarzenia Wiecie jak wygląda praca funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa? Wiecie jak "od kulis" wyglądała niedawna wizyta wicepremiera i szefa MON w Kutnie? Pewnie nie wiecie, to wam powiem dlatego, że odpowiedzi na obydwa te pytania wydają mi się ciekawe dla szerszego grona odbiorców.
reklama

Kosiniak-Kamysz w Kutnie

Pomyślałem, że warto napisać ten tekst, bo mało kto wie, jak wygląda praca mediów na podobnych wydarzeniach, a jednak dla ludzi spoza tego kręgu mogą to być kulisy dość ciekawe. Mimo to trudno trafić na podobne relacje.

Zacznijmy od tego, jak to jest zazwyczaj. Redakcja dostaje informację, że za dzień albo dwa odbywa się jakieś wydarzenie, będzie ta czy inna osoba albo osoby. Podana jest godzina, tematyka, miejsce i „serdecznie zapraszamy”.

Wydarzenie zaczyna się o godzinie X. Zwykle dziennikarze pojawiają się kilka minut wcześniej. Krótka piłka - ktoś się wypowie, nagramy to na dyktafon, kilka zdjęć, ewentualnie o coś dopytamy. Po wyłączeniu mikrofonów chwila luźnej gadki i można wracać do laptopa pracować nad relacją.

To dotyczy wszystkich – przedstawiciele rządu i parlamentu. Urząd miasta, starostwo, partie polityczne. Przez osiem lat obskoczyłem masę wydarzeń, czasami z udziałem najważniejszych ludzi w państwie. Zawsze wygląda to prawie tak samo. Czasami jedyną różnicą jest obecność ogólnopolskich mediów (A oni bywają irytujący. Dlaczego? Może to temat na kolejny tekst).

Przy Kosiniaku to była inna szkoła jazdy. Taka z którą spotkałem się pierwszy raz od rozpoczęcia pracy w mediach, czyli 2016 roku.

I tu będzie ważna chronologia, godziny itp. Informację o przyjeździe Kosiniaka-Kamysza dostaliśmy dzień wcześniej około godziny 19. Do godziny 20 mieliśmy czas na wysłanie maila z wnioskiem o akredytację. Zdążyłem z tym w ostatniej chwili tylko dlatego, że będąc już w czasie wolnym z ciekawości sprawdziłem „co mi ten telefon tu wibruje?”.

Warunki? Wydarzenie rozpoczyna się o godzinie 16. Wejście dla akredytowanych dziennikarzy, operatorów kamer i fotoreporterów zainteresowanych obsługą wydarzenia do godz. 15. Instalacja wozów transmisyjnych w godz. 14–15.

Wozem transmisyjnym na szczęście nie musiałem się martwić, ale już wysyłając wniosek o akredo myślałem „co ja tam będę robił przez godzinę?”.

Dojechałem około godziny 14:40. Mediów dużo. Tych ogólnopolskich, irytujących. Służba Ochrony Państwa prosi mnie do siebie. I tutaj pierwszy raz w życiu miałem bezpośredni kontakt z osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo najważniejszych ludzi w kraju. 

Żeby nie było, funkcjonariusze byli bardzo mili, ale stanowczy. Od razu było widać, że chłopaków dobrze przeszkolono i znają się na robocie.

Potem coś, czego się spodziewałem, czyli „Proszę wyjąć wszystko z kieszeni”. Trzepanie od stóp do głowy. Potem plecak. A musicie wiedzieć, że mój plecak to trochę jak stereotypowa damska torebka. Notatniki, długopisy, chusteczki, papierosy, aparat, legitka prasowa, zużyte zapalniczki, klucze nawet nie wiem do czego, coś do wycierania obiektywu, jakieś paragony…

Skrupulatność SOP

Przez to wszystko byłem chyba najdłużej sprawdzanym dziennikarzem, trochę zajęło wyjęcie tego wszystkiego. W trakcie opróżniania plecaka znalazłem w nim perfumy kupione dawnooo temu dla mojej drugiej połówki.

Facet z SOP je zobaczył. Powiedział „psiknąć, najlepiej w swoją stronę”. No to ok, popsikałem swoją bluzę i jeszcze gołą skórę na nadgarstku. Potem aparat. Kazał mi zrobić nim zdjęcie. „Nie mam karty” mówię mu. Ten zaniemówił i patrzy podejrzanie, ale zdążyłem dodać „Nie mam w aparacie, mam w portfelu”. Zrobiłem to zdjęcie, wyszło ciemne, bo aparat nie był skalibrowany (dla wglądu macie jego oryginał na dole), ale wystarczyło jako dowód, że tym Canonem nikomu krzywdy nie zrobię.

Odebrałem akredo i potem co? Idę do strefy dla mediów. Zastanawiam się, co sobie tam pomyślą o gościu wypsikanym damskimi perfumami. No i czekanie. Przyszedł wojskowy i mówi nam, że zaczynamy o… 16:45. A było chwilę po 15.

Czyli wszyscy po prostu siedzieli w hali. Niektórzy nagrywali jakieś przebitki, ja porobiłem trochę zdjęć, ale generalnie to było ponad 1,5 godziny bezczynnego siedzenia, przeglądania smartofnów, rozmów, gapienia się w ścianę. Może te duże media lubią taką bezczynność, ale dla nas, dla mediów lokalnych, to straszne marnotrawstwo czasu.

Słyszałem, jak jeden z operatorów dużej stacji telewizyjnej mówił, że pierwszy raz spotyka się z takimi procedurami, czyli nie tylko dla mnie było to coś dziwnego. 

Było nas tam dużo, ale ciągle czuło się, że ktoś cię obserwuje. Nie kogoś obok, ale ciebie konkretnie. A wicepremiera nie było jeszcze nawet w pobliżu. Strasznie dziwne uczucie, ale z drugiej strony chyba dowód na profesjonalizm SOP.

Od jednej z osób słyszałem, że po zakładzie chodzi pirotechnik z psem i sprawdza co się da. Dało się tam odczuć, że to nie są żarty, że ci ludzie albo już są gotowi na jakieś zagrożenia, albo takie wydarzenia jak to traktują jak coś w rodzaju treningu, przygotowań.

Wyszedłem ze znajomym na papierosa. Przewidzieliśmy co będzie jak wrócimy, zostawiliśmy plecaki w hali, a w nich zawartość naszych kieszeni. Mieliśmy rację, bo po powrocie znowu trzepanie od góry do dołu. A staliśmy za drzwiami tylko przez 3-4 minuty.

Przy następnym wyjściu na fajkę gość z SOP po prostu wyszedł z nami i już potem nas nie trzepali.

Co było jak pojawił się Kosiniak-Kamysz? Do końca nie wiem, bo wreszcie mogłem zająć się pracą i na tym się skupiłem, ale chyba było w porządku, bo nikt tej pracy nie utrudniał.

Jako ciekawostkę mogę napisać, że jeśli dobrze widziałem, to podobną skrupulatność służb musiał przejść nawet prezydent Zbigniew Burzyński.

Na koniec – to nie jest żadne czepialstwo do SOP, a tym bardziej firmy AMZ, która też musiała się dostosować do narzuconych wytycznych. Ci funkcjonariusze mają ściśle określone procedury, które w pełni rozumiem. 

Pewnie niewielu z Was miało okazję z bliska i na własnej skórze zobaczyć działania służb, których przedstawiciele z tyłu głowy mają to, że każdy jest potencjalnym zagrożeniem. Zwłaszcza w tych chorych czasach.

Dlatego chciałem Wam pokazać, jak tego dnia wyglądała praca „od kuchni”. Była bardzo nietypowa, a ja – jak wspomniałem – miałem bardzo dużo czasu, żeby wszystkiemu się przyjrzeć i może dzięki temu tekstowi ten czas nie poszedł na marne.

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama