reklama

Okiem reportera: Pierwszy po wojnie obóz kutnowskich harcerzy

Opublikowano:
Autor:

Okiem reportera: Pierwszy po wojnie obóz kutnowskich harcerzy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaTrwająca w Muzeum Regionalnym w Kutnie wystawa „Z dziejów Harcerstwa na Ziemi Kutnowskiej” przypominająca historię skautingu w naszym powiecie, dla wielu harcerzy seniorów stała się niezwykłą okazją do wspomnień o latach młodości. Jerzy Piątek po raz kolejny dzieli się nimi z czytelnikami „Wiadomości Kutnowskich”. Dziś opowiada o pierwszym po wojnie obozie zorganizowanym przez harcerzy z Kutna.

Był lipiec 1945 roku. Harcerze cieszyli się ze świeżo odzyskanej wolności i pierwszych, po sześciu latach, prawdziwych wakacji. Wcześniej nikomu jednak nie było do śmiechu. Co prawda legalną naukę uczniowie zaczęli jeszcze zimą, zaraz po wyzwoleniu miasta, ale na początku wiosny o trwającej jeszcze wojnie, przypominała broniąca Kutna artyleria przeciwlotnicza.

Kiedy w nocy pojawiły się nad miastem nieznane samoloty, fajerwerk był niesamowity. Węzeł kolejowy broniony był bardzo gęsto, dlatego szybkostrzelne działa potrafiły nieraz w nocy rozświetlić niebo nad całym miastem, śląc w niebo smugi pocisków. Tak wyglądało przedwiośnie 1945 roku w Kutnie – wspomina pan Jerzy.

Stopniowo jednak front się oddalał. Wieczorem dziewiątego maja o końcu wojny mieszkańców miasta poinformowała kolejna kanonada artylerii przeciwlotniczej, tym razem jednak dołączyły się się wystrzały wiwatujących żołnierzy radzieckich, którzy stacjonowali w mieście. To od nich mieszkańcy miasta dowiedzieli się o zakończeniu wojny.

Nie było telewizji, mało kto posiadał radio. Żołnierze byli jedynym źródłem informacji. Radość była ogromna, a sama feta w mieście trwała do późna w nocy. Ludzie upajali się wolnością po sześciu latach okupacji. Nie zastanawialiśmy się nad ideologią, nad tym, że instalująca się nowa władza ma swych mocodawców w Moskwie. W naszym pojęciu odzyskaliśmy właśnie wolność. Polityka nas nie interesowała. Panowała euforia – opowiada Jerzy Piątek.

Pan Jerzy wspomina, że pełni nadziei mieszkańcy Kutna szybko zaczęli organizować życie w mieście. Komuniści z zapałem przystąpili do budowania nowego porządku, przy początkowo ogromnym poparciu mieszkańców. Również harcerze pomagali władzy. Kiedy więc pojawił się pomysł zorganizowania obozu harcerskiego, szybko otrzymali wsparcie ze strony wojska.

Pamiętam jak z wojskowej komendy dali nam trzy duże namioty wojskowe, karabin i ostrą amunicję. Miał nam służyć do obrony w razie napotkania niedobitków niemieckich, bo zdarzały się przypadki spotykania ich w lasach. Podzieliliśmy to między siebie, załadowaliśmy się do pociągu, dojechaliśmy do Łącka, a stamtąd powędrowaliśmy pieszo do Zdworza. Oprócz namiotów i karabinu dali nam też beczułkę smalcu i jakieś suchary. To miało nam posłużyć za cały prowiant – wspomina rozbawiony Jerzy Piątek. – Najbardziej z tego obozu zapamiętałem to, że przez większą jego część chodziliśmy głodni – dodaje.

W obozie uczestniczyło czterdziestu uczniów Liceum Pedagogicznego. Nie było wśród nich kucharza, żywność musieli organizować we własnym zakresie. Zdesperowani harcerze próbowali polować przy użyciu otrzymanych od wojska karabinów. Wypływali kajakiem na jezioro, zasadzali się w lesie na dziki, ale rezultaty były mizerne. – Podczas polowania na kaczki jeden z harcerzy wystrzelił nad uchem drugiego, o mało nie wywrócili kajaka, a nie bardzo potrafili pływać. Czekając na dziki spędzaliśmy po kilka godzin na drzewach, przypięci do drzew, ale jak na złość z lasu nie wychodziło nic – wspomina trudy obozu pan Jerzy.

Polowania nie dawały większych rezultatów, więc głodowali. Ciężką sytuację uczestników obozu ratowała trochę ludność miejscowa, która nagradzała harcerzy żywnością za ich występy muzyczne i kabaretowe. – Wśród harcerzy ja i Henryk Szymański graliśmy na akordeonach, ktoś tam na gitarze, a drużynowy Zdzisław Bilecki na skrzypcach. Potrafiliśmy przedstawić wtedy wszystkie przedwojenne przeboje, a oprócz tego inscenizowaliśmy kabaretowe skecze. Ja tańczyłem też fokstrota z udającą dziewczynę kukłą z siana. Jej nogi były przywiązane do czubków moich butów. Miałem pecha – uśmiecha się Jerzy Piątek. – Podczas jednego z występów w Gąbinie sala oglądając mnie ryczała ze śmiechu, a ja nie wiedziałem czemu. Mimo to kontynuowałem występ ku uciesze gawiedzi. Dopiero jak zszedłem ze sceny, okazało się że kukle urwała się noga. Z tego tytułu otrzymałem po występie owacje na stojąco – dodaje.

Jak wspomina Jerzy Piątek, ludzie dzielili się z nimi czym tylko mogli. Przynosili mleko, jajka, trochę mięsa. – Ale nawet jak dali i dwa kilo mięsa, to jak tym obdzielić czterdziestu chłopa? – kończy swą opowieść Jerzy Piątek.

Łukasz Janikowski

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE