reklama

Okiem reportera: Są żniwa, są pożary...

Opublikowano:
Autor:

Okiem reportera: Są żniwa, są pożary... - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaOkres żniw to tradycyjnie już czas zwiększonej liczby pożarów w rolnictwie, przede wszystkim pożarów upraw. W naszym powiecie w tym roku doszło do zatrważającego wzrostu liczby tego typu zdarzeń. Strażacy z komendy PSP w Kutnie od pierwszego lipca wyjeżdżali 27 razy, by gasić płonące pola.

Porównanie z lipcem ubiegłego roku, kiedy doszło do szesnastu pożarów upraw, daje wyobrażenie, jak znaczny jest to wzrost. Pośrednio przyczyniło się do niego zapewne suche i upalne lato, choć przyczyny poszczególnych zdarzeń bywają różne.

Najczęstszą przyczyną pożarów niezmiennie bywają zaprószenia ognia, choć w tym roku na pierwsze miejsce wysuwają się linie energetyczne biegnące przez pola – mówi starszy aspirant Jacek Dubielak z Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Kutnie. – Kiedy dzień jest suchy i wietrzny, wiatr zarzuca linie na siebie. Dochodzi do zwarcia, a iskry spadające na rosnące pod linią rośliny powodują ich zapalenie. Powstały pożar rozprzestrzenia się błyskawicznie, potrafi objąć bardzo duży obszar i w związku z tym jest niezwykle trudny do opanowania. Niestety, z reguły okazuje się, że rosnące zboże ulega całkowitemu spaleniu, a poszkodowany rolnik niejednokrotnie traci całe plony. Zdarza się też, że przyczyną pożaru jest awaria pracującej w polu maszyny, na przykład przegrzanie kombajnu – dodaje.

Do największej liczby pożarów upraw w tym roku doszło w gminach Krzyżanów i Kutno, w każdej z nich paliło się po sześć razy. Po trzy pożary miały miejsce w gminach Łanięta i Żychlin. Pozostałe gminy były w zasadzie oszczędzane przez ogień, choć w każdej z nich doszło do dwóch pożarów. Jedynie w Bedlnie paliło się tylko raz.

Do największego w tym roku pożaru w powiecie kutnowskim doszło w poniedziałek, czwartego sierpnia. Wówczas to w podkutnowskim Gnojnie spaliło się szesnaście hektarów pól uprawnych, ogień strawił rosnącą tam pszenicę i rżyska, na których leżała jeszcze nie zebrana słoma. Mieszkańcy Gnojna mówią, że przeżyli sceny jak z horroru, bali się o swoje życie, bo w pewnym momencie ogień wyraźnie zbliżył się do znajdujących się pomiędzy płonącymi polami zabudowań. Wiatr przenosił ogień z jednego miejsca w drugie, a oni sami w pośpiechu przeorywali pola, próbując zatrzymać jego rozprzestrzenianie.

To było piekło – mówi Urszula Tworus, której dom znajduje się dokładnie w środku pogorzeliska – Modliliśmy się, żeby nie zajęły się nasze zabudowania. Ogień rozprzestrzeniał się jak burza, zagarniał coraz większe fragmenty pola, nie da się opisać tego, co się czuje, gdy widzi się, jak pali się wszystko wokół, a w głowie rodzi się świadomość, że za moment nie będzie gdzie uciekać. Dzięki Bogu strażakom udało się opanować żywioł, zrobili to w niemal ostatniej chwili – kończy wyraźnie zdenerwowana pani Urszula. Na potwierdzenie swych słów pokazuje na rosnące tuż przy jej domu drzewa, które noszą wyraźne ślady ognia – liście są poparzone, a niektóre gałęzie poopalane. Tragedia była o włos.

Wiesław Kobuz jest jednym z pięciu gospodarzy, którzy w pożarze stracili plony. Spaleniu uległa czekająca na skoszenie pszenica oraz już sprasowana słoma. Jako jedna z pierwszych ogień zauważyła jego matka. Paradoksalnie, kilka minut wcześniej oglądała w telewizji program, w którym mówiono o zagrożeniu pożarami. Jak sama mówi, gdy wyszła z domu i spojrzała na pole, zamurowało ją. – Wychodzę i widzę pożar. Nam spaliło się trzy hektary, ale bardziej baliśmy się, ze ogień przejdzie na budynki. Szczęście, że płomienie nie rozprzestrzeniły się bardziej, bo chyba spaliłaby się cała wieś. Pożar wywołał prawdopodobnie niesprawny transformator – jeśli się to potwierdzi, będziemy dochodzić odszkodowania od Zakładu Energetycznego. Innej rekompensaty nie będzie, bo nasze pola nie były ubezpieczone.

Dowódca Jednostki Ratowniczo – Gaśniczej w Kutnie, kapitan Marcin Adamiak, pytany o to, jak ustrzec się przed tego rodzaju pożarem, odpowiada krótko: – Nie da się przed nim ustrzec. Najlepszą metodą jest ubezpieczenie upraw. Tylko wtedy można być pewnym, że ewentualne straty zostaną przynajmniej w części zrekompensowane. Poza tym można jedynie zaapelować o przestrzeganie przepisów przeciwpożarowych i rozsądne obchodzenie się z otwartym ogniem. Zwróćmy też uwagę na stan techniczny pracujących na naszym polu maszyn.
Łukasz Janikowski

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE