W latach osiemdziesiątych w Kutnie jeździło dwieście taksówek. Dzisiaj jest ich tylko trzydzieści. Najstarszy taksówkarz narzeka na wciąż zmniejszającą się liczbę klientów.
- Jak dziennie mam dwa kursy, to już jest dobrze. Czasami stoję po kilka godzin, żeby zrobić jeden kurs za osiem złotych. Trochę lepiej sytuacja wygląda w weekendy, gdy młodzież wraca z różnych imprez. Najczęściej wozi się jednak pasażerów do szpitala i na dworzec PKP - mówi pan Józef. - Kiedyś było dużo lepiej. Przez pięć lat człowiek mógł odłożyć na nowe auto, a taka warszawa kosztowała 120 tysięcy złotych.
Najstarszego kutnowskiego taksiarza najłatwiej jest spotkać na nocnych kursach.
- Czasami nie są to kursy bezpieczne. Najgorzej, gdy trafi się pijany osiłek. Niestety zdarza się, że taki chuligan postraszy człowieka. Awanturuje się w taksówce, że nie zapłaci za kurs. Najczęściej dzwonię wówczas na policję lub po pomoc do moich kolegów taksówkarzy. Na nich zawsze mogę liczyć - mówi senior-taksówkarz.
Najstarszy taksówkarz jest już na emeryturze, ale - jak sam twierdzi - woli siedzieć za kółkiem, niż przed telewizorem.