Kilkanaście lat temu wiele komentarzy wywołał List Pasterski Episkopatu Polski dotyczący zachowywania postu podczas Wieczerzy Wigilijnej.
– Zachęcamy zgodnie z postanowieniem II Polskiego Synodu Plenarnego, do zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych w wigilię Bożego Narodzenia, ze względu na wyjątkowy charakter tego dnia w Polsce – czytamy w liście, w którym wcześniej znalazło się również przypomnienie dotyczące przepisu prawa kanonicznego odnoszącego się do postu. – W Kościele powszechnym dniami i okresami pokutnymi są poszczególne piątki całego roku i czas wielkiego postu.
Prawo kanoniczne obowiązujące w całym chrześcijańskim świecie, nie ujmuje więc wigilii jako dnia pokut. Nie oznacza to jednak, że mamy w związku z tym kwestionować nasze tradycje związane z tym dniem. Kanoniczne przepisy muszą być dostosowane do różnorodności Kościoła Katolickiego na całym świecie. Pozwala jednak lokalnym władzom kościelnym ustanawiać własne przepisy szczegółowe, uwzględniające odrębność kulturową i lokalne tradycje. Polscy biskupi w swoim Liście Pasterskim nie napisali wprawdzie, że tym ustanawiają dla Polski post wigilijny. Ale zachęcili do wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych.
Czy w takim razie powinniśmy przestrzegać postu w wigilię, skoro nikt nam nie mówi o grzechu z nim związanym? Czym w ogóle jest post wigilijny? Tłumaczy salwatorianin ks.. Rafał Masarczyk:
- Cała sprawa ma co najmniej dwa wymiary. Jeden psychologiczny. Chodzi o to, że gdy objemy się różnymi smakołykami w ciągu dnia, to do wieczerzy wigilijnej zasiądziemy już najedzeni. Nie będzie chciało się nam po prostu jeść. Wstrzemięźliwość od mięsa i wędliny ma nas przygotować psychicznie do tego, byśmy mogli z wielką ochotą i namaszczeniem siąść do wigilijnego stołu. Ma to także wymiar duchowy. Przez pilnowanie siebie samego, by nie zjeść nieodpowiednich potraw, przygotowujemy się wewnętrznie do przeżycia tajemnicy narodzenia Boga – człowieka. Do odpowiedniego przeżycia religijnego wymiaru tego święta. Gdy będziemy postępowali jak w dni powszednie, nie za bardzo przygotujemy się do wieczerzy wigilijnej i do pasterki. Przecież mamy przeżyć tajemnicę narodzenia Jezusa Chrystusa. Tajemnica ta ukazuje nam wielką miłość Boga do człowieka. Należałoby więc coś dać od siebie, za tak wielką miłość Boga do nas. Chociaż to, że nie będziemy jedli mięsa i wędliny nie ze strachu przed grzechem, lecz ze względu na miłość Boga do nas. Jako mały prezent dla Niego. Można wprawdzie podejść do sprawy jak oddział tatarski w „Potopie” Henryka Sienkiewicza. Gdy Kmicic dostał Tatarów pod swoją komendę, żołnierze nie chcieli uznać jego dowództwa. Uznali w nim wodza, gdy powiesił kilku dla przykładu za jakieś drobne przewinienia. Stwierdzili wówczas, że mogą słuchać jego rozkazów. Bóg nie chce być dla nas wodzem tatarskiego oddziału. On chce byśmy sami coś chcieli dla niego zrobić. Z dobrej woli z miłości, nie ze strachu. Wiele jest powieści, które opisują miłość. Najczęściej zakochani w sobie ludzie muszą pokonać wiele przeciwności życiowych by w końcu swoją miłość zrealizować. Czy oni kochają się ze strachu? Gdyby któryś z tych bohaterów wyznał, że kocha drugą osobę, bo czegoś się boi, mielibyśmy dużo wątpliwości co do prawdziwości jego uczuć. Myślę, że ważne jest, by z okazji świąt zrobić coś dla Boga nie ze strachu przed nim, ale z miłości dla niego. A w efekcie końcowym zrobić także coś dla siebie.