Cierpią na tym kierowcy. Szczególnie dużym utrapieniem objazd jest dla osób z północnej części regionu kutnowskiego dojeżdżających do pracy w Kutnie. Zdarza się, że taka „wycieczka” może trwać nawet dwie godziny. Pozostaje, więc tylko niespecjalnie radosna alternatywa przemieszczenia się bocznymi, gminnymi drogami, które niejednokrotnie przypominają ser szwajcarski i nie były w wielu miejscach wcale odśnieżane. Najbardziej dogodną „przeprawą” jest chyba ta prowadząca przez Misztal i Grochów.
No tak, ale na taki „luksus” pozwolić mogą sobie tylko miejscowi. Przejezdni w większości wypadków nie mają takich możliwości. Stoją wiele godzin w kilometrowych korkach, czasem puszczają im nerwy. Efektem tego są wypadki i kolizje, których mieliśmy ostatnio kilka. A nie zapominajmy, że po przeprawie w Krzesinie kilkanaście kilometrów dalej czeka ich kolejna niemiła niespodzianka na słynnym krośniewickim skrzyżowaniu…
Największym problemem jest jednak to, że przejeżdżając przez tory trzeba wykonać ostry zakręt. Pół biedy, jeśli takiego skrętu mają dokonać samochody osobowe, gorzej jest z tirami. Ostre łuki powodują, że ciężarówki nie mieszczą się, zwłaszcza, jeśli jadą z przyczepami. Wystarczy aby jedna „zahaczyła” o drugą i będzie poważny problem. Aż strach pomyśleć, co byłoby gdyby do takiej kolizji np.: wywrócenia ciężarówki doszło na samych torach. Paraliż kolejowy połowy kraju to za małe słowo…
Jaki wniosek w tej sprawie? Chciałoby się aż zapytać, dlaczego Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad tak bardzo „nie lubi” regionu kutnowskiego? Najpierw przesunięcie budowy obwodnicy Krośniewic, teraz paraliż w Krzesinie. Coś tu nie gra…