Godzina trzecia nad ranem - relacjonuje gazeta. Noc po wyborze Sławomira Skrzypka na prezesa NBP. Kosecki i Biernat idą korytarzem hotelu poselskiego. Zatrzymują się pod pokojem Sandry Lewandowskiej. "Obudziło mnie głośne walenie pięściami w drzwi. Podeszłam więc i spytałam: kto tam? Roman się przedstawił i chciał zaprosić mnie na drinka, ale odmówiłam. Razem z nim był Andrzej Biernat. Musieli wracać z jakiegoś pijaństwa" - opowiada Lewandowska.
Kosecki przyznaje, że obudził posłankę Samoobrony, ale niechcący. "Może faktycznie zachowywaliśmy się trochę za głośno i ją obudziliśmy, ale to wszystko. Teraz mam nauczkę, że w Sejmie trzeba się zachowywać cichutko jak myszka, żeby innym nie przeszkadzać" - mówi zawstydzony. Pytamy, czy pukał do Lewandowskiej. "Sam już nie wiem. Może i oparłem się o drzwi czy futrynę" - zastanawia się.
Co w tym czasie robił Biernat? "Ja już wtedy byłem na zakręcie i na pewno do nikogo się nie dobijałem. Roman na chwilę zatrzymał się pod jej drzwiami, coś tam zażartował, uśmiechnął się i poszedł dalej" - twierdzi rozmówca dziennika.
Lewandowska obstaje jednak przy swoim. "We dwóch uderzali w moje drzwi pięściami" - przekonuje. Mówi, że Kosecki z Biernatem już nie pierwszy raz dobijali się do jej pokoju.
O sprawie wie kierownictwo PO. Posłanka Samoobrony poprosiła o interwencję szefa klubu PO Bogdana Zdrojewskiego. Chciała, by wyegzekwował od Koseckiego i Biernata pisemne przeprosiny - podaje "Dziennik".