Zaczęło się od pomysłu, który na forum internetowym rzucił jeden ze śmiałków - cel: Ukraina. Po jakimś czasie 10-osobowa grupa miłośników motocykli z całej Polski szykowała się już do wyjazdu z Dubienki - był to lipiec 2009 roku.
Cała wyprawa trwała ponad dwa tygodnie i była to prawdziwa szkoła przetrwania - deszcz, błoto, usterki, spanie pod gołym niebem, a pierwszy prysznic śmiałkowie wzięli po 7 dniach w... ukraińskim wodospadzie.
Znaczna część trasy przebiegała polnymi drogami, które - jak mówił pan Tomasz - na mapach oznaczone są jako drogi przejezdne, w rzeczywistości to błotniste trakty, przez które przejechanie czasami graniczyło z cudem.
Motocykliści podczas swojej drogi odwiedzili także liczne wsie.
- Polesie Wołyńskie to bardzo ubogi, a także trudno dostępny teren Ukrainy. Tam na wsiach powszechnym środkiem lokomocji są chińskie skuterki, albo konie. Tak jak u nas pod domami stoją samochody, tak tam stoją konie - wspominał pan Tomasz - Ale mieszkańcy są bardzo mili. Poczęstowali nas swoim przysmakiem - soloną słoniną, oni mówią na to snickers. - dodał z uśmiechem.
Wyprawa miała na celu odnalezienie starego domu dziadków jednego z uczestników, a także zwiedzenie najciekawszych miejsc znajdujących się na jej trasie. Oba cele udało się zrealizować. Z domu została jedynie podmurówka obrośnięta gęstymi krzakami, a zwiedzili m. in. Pojezierze Szackie, Zamek w Łucku ze sławną wieżą Lubarta, Poczajów, a także Zamek w Wiśniowcu.
- Podczas wizyty w Wiśniowcu zauważyliśmy, że po jednej stronie ulicy stoi cerkiew, a po drugiej kościół katolicki. Dowiedzieliśmy się, że był taki zwyczaj, że jeśli ktoś chciał zafundować kościół, to musiał także postawić cerkiew, aby było po równo. - wspominał pan Tomasz.
- Jeszcze jedną ciekawostką jest fakt, że w ukraińskich sklepach, szczególnie na wsiach, na porządku dziennym są liczydła, a panie sklepikarki posługują się na nich szybciej niż kalkulatorem! - dodał.
Odwiedzili także Tarnopol, Cmentarz polski w Zbarażu, Czerwonogród, a w Zastawnej trafili na zlot motocyklowy "Moto Bukovina 2009".
Łącznie śmiałkowie przejechali ok. 3000 km z północy na południe Ukrainy, aż dojechali do Słowacji. Rok później, w 2010 roku również wybrali się na Ukrainę, ale przejechali 1000 km z czego 60% off-roadem.
Spotkanie zakończyło się dyskusją przy kawie, podczas której jeden z uczestników również podzielił się swoją pasją do motocykli, szczególnie tych kilkudziesięcioletnich, a także opowiedział o swojej wyprawie do Rumunii, którą odbył na Jawie TS350.