Chłopiec sam w pociągu, jechał do Warszawy
Ta historia to ciąg dalszy informacji, którą jakiś czas temu przekazaliśmy W TYM MIEJSCU. Okazało się, że komunikat podany przez służby różni się od relacji osób, które znajdowały się w tym pociągu i zainteresowały się samotnie podróżującym dzieckiem.
Z naszą redakcją skontaktowała się kobieta, która wraz ze swoim mężem odkryła, że chłopiec mógł uciec z domu. Pragnie zachować anonimowość, ponieważ – jak podkreśla – nie chodzi jej o zbieranie pochwał, ale o przestrogę dla innych.
Pociąg jechał ze Szczecina do Warszawy. Nasza rozmówczyni – jadąca z Poznania do Koła, a więc dość krótki odcinek - opisuje, że znalazła się w przedziale w którym oprócz niej, jej męża, córki i innego mężczyzny, samotnie podróżował chłopiec.
Wywiązała się rozmowa, którą zresztą ułatwiał fakt, że 13-latek był otwarty do kontaktu.
- Zapytałam, z kim jedzie. Powiedział, że sam i jedzie ze Szczecina do Warszawy. Zaciekawiło mnie, dlaczego chłopiec w tym wieku podróżuje sam w tak daleką trasę. Tym bardziej, że to był już wczesny wieczór – opisuje kobieta.
Chłopak mówił, że jedzie do stolicy do swojej babci. Odpowiadając na kolejne pytania twierdził, że sam dostanie się do jej mieszkania – autobusem albo metrem - i nikt nie będzie czekał na niego na dworcu. To wzbudziło jeszcze więcej podejrzeń wśród osób obecnych w przedziale.
- Chłopak był bardzo grzeczny. W międzyczasie mieliśmy kontrolę biletów. Konduktor sprawdził te bilety, sprawdził legitymację tego dziecka. Nie zwrócił na niego większej uwagi. Cały czas rozmawialiśmy. Mąż i student, który z nami jechał, też z nim rozmawiali. Wszystkim zapalała się lampka, że coś jest nie tak. Powiedziałam do niego, że chyba uciekł z domu. Odpowiedział, że nie, że jedzie do babci, bo babcia potrzebuje jego pomocy. Wiedziałam, że kłamie. Nie miał telefonu, tylko smartwatch – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Chłopiec twierdził, że jego mama wie, że jest w drodze do Warszawy. Dlatego jego współpasażerów zaciekawiło, dlaczego do niego nie dzwoni z pytaniami, czy wszystko jest w porządku.
Dlaczego 13-latek to zrobił?
13-latek twierdził, że wspomniany smartwatch mu się rozładował.
- Zapytaliśmy, jak chce zapłacić za bilet na autobus w Warszawie, jak rozładował mu się smartwatch. Wiedzieliśmy, że kłamie. Dałam mu swój telefon i powiedziałam, żeby zadzwonił do mamy. Początkowo nie chciał, ale powiedziałam, że nie pozwolę mu dalej jechać samemu, wysiądzie ze mną w Kole i wezwę policję – opowiada podróżna.
Ostatecznie chłopak zadzwonił do swojej mamy, która – co zrozumiałe – była zaniepokojona długą nieobecnością swojego dziecka. Była przekonana, że chłopak udał się do galerii handlowej, tak jak z nią ustalał. Dzwoniła do niego, ale nie odbierał, była coraz bliżej podjęcia decyzji o zaalarmowaniu policji.
Czemu dziecko zdecydowało się na taki krok? Nasza rozmówczyni przekonuje, że był bardzo otwarty, rozmowny, ułożony, ale różne problemy – głównie związane ze szkołą – mogły spowodować, że nieco go to wszystko przerosło i przytłoczyło.
- Jak to dzieci – jeden psychikę ma taką, drugi inną. Chłopak był zadbany, dobrze wychowany, grzeczny, elokwentny. Widać było, że jest po prostu z dobrego domu. Nie było mowy, że w domu dzieje się mu jakaś krzywda, bardzo ładnie i ciepło wypowiadał się o swojej rodzinie. Zresztą jego mama to też bardzo sympatyczna i przemiła kobieta, do tej pory mamy kontakt – podkreśla kobieta.
W telefonicznej rozmowie z matką chłopca ustaliła, że o wszystkim powiadomi obsługę pociągu. Początkowo przedstawiciel załogi miał nie bardzo wiedzieć, co robić, ale ostatecznie zadzwonił do centrali i postanowiono, że dziecko wysiądzie w Kutnie, gdzie trafi pod opiekę policji i poczeka na swoich bliskich, którzy zabiorą go z powrotem do Szczecina.
- Wysiadając mąż poprosił pana z obsługi pociągu, żeby zabrał tego chłopca do siebie, zaopiekował się nim, bo się wystraszył, płakał. Ten pan niestety nawet słowa nie odpowiedział. Wiem też, że mama chłopca sama zadzwoniła na policję do Szczecina i Szczecin zadzwonił do Kutna. To nie jest tak, że było zgłoszone wcześniej jego zaginięcie, nie był poszukiwany. To wszystko się zaczęło w tym pociągu – słyszymy od naszej rozmówczyni, która już po wyjściu z pociągu cały czas była w kontakcie z 13-latkiem i jego mamą, która już jechała do Kutna.
Wiadomo, że w trakcie podróży z Koła do Kutna chłopiec znajdował się pod opieką obsługi pociągu. W samym Kutnie – tak jak postanowiono wcześniej – przekazano go policji.
"Jestem w szoku, że nikt się nim nie zainteresował"
Jak słyszymy mundurowi z Kutna otoczyli 13-latka troskliwą opieką i zapewnili mu bezpieczne i bezstresowe oczekiwanie na przyjazd jego rodziny.
Sprawa zakończyła się więc szczęśliwie, ale łatwo sobie wyobrazić, co by mogło się stać, gdyby chłopak w trakcie podróży trafił na ludzi, którzy nie chcą mu pomóc, tylko zrobić krzywdę. Lub jak mogłyby się skończyć jego samotne spacery w środku nocy w centrum metropolii, jaką Warszawa przecież jest.
- W tym artykule jest napisane, że kolej dba o dobro pasażerów. Uważam, to jest moje zdanie, że to jest nieprawda, ponieważ konduktor sprawdził bilet i nie zaciekawił się, że on jedzie sam. Wiem też od mamy chłopca, że chciała rozmawiać z kimś z obsługi pociągu jeszcze w drodze pociągu do Kutna, ale nikt nie chciał rozmawiać z nią. Wiem, że dzwoniła do Intercity. Wiadomo, że numeru telefonu do kierownika pociągu nie dostała, ale nie dostała też żadnej informacji mimo, że podała numer pociągu w którym znajduje się jej syn – relacjonuje podróżna.
Mogłoby się wydawać, że konduktor pomyślał, że chłopiec po prostu jedzie pod opieką dorosłych będących z nim w przedziale. Problem jest taki, że wsiedli oni do pociągu w Poznaniu, a chłopak na stacji początkowej, czyli w Szczecinie.
Na koniec tej historii kobieta apeluje do przedstawicieli kolei i samych podróżnych.
- Najważniejsze jest to, że dziecku nie stała się żadna krzywda. Że jego mama szczęśliwie dojechała ze Szczecina do Kutna. Że nie trzeba było organizować poszukiwań, które na pewno byłoby stresujące dla jego rodziny. Chciałabym, żeby pracownicy kolei zwracali uwagę – zwłaszcza teraz, w sezonie letnim – na tego typu podejrzane sytuacje w których dziecko jest samo w pociągu. Niestety, inni ludzie w pociągach też nie interesują się takimi sytuacjami, każdy ma słuchawki w uszach i telefon w ręku. Jestem w szoku, że przez taki kawał drogi nikt się nie zainteresował tym dzieckiem – mówi kobieta.
Komentarze (0)