Letnie Spotkania Artystyczne to cykl wakacyjnych warsztatów dla wszystkich, którzy czują się artystami - bez granic wiekowych (najmłodszy tegoroczny uczestnik ma kilka, maksymalnie kilkanaście lat, najstarszy zdaje się, że 40!) i wymogów doświadczenia (totalni nowicjusze działają ramię w ramię ze starymi wyjadaczami). Podzieleni na trzy grupy: wokalną (prowadzoną po raz 4 przez Magdę Ptaszyńską), teatralną (po raz 20 kierowaną przez Darka Sikorskiego) i taneczną (po raz 19 pod kierownictwem Izabelli Borkowskiej) mają jeden cel: w tydzień przygotować program, który zwieńczy ich pracę. I właśnie dziś przyszedł czas na grande finale, a trzeba przyznać, że temat, z którym się mierzyli był niezwykle trudny, wymykający się nie tylko artystom, ale też - a może przede wszystkim - politykom i zwykłym obywatelom. Patriotyzm, niepodległość, walka o wolność - jak przedstawić blaski i cienie, trudy i chwałę tak, by nie popaść w klisze?
Trwające niemal dwie godziny występy przeplatały się, wzajemnie uzupełniając i wzbogacając. Mieliśmy teatralną grupę przypadkowych ludzi wciśniętych przez los do schronu przeciwlotniczego, mieliśmy symboliczny taniec w poszukiwaniu odpowiedzi na beznadzieję wojny i nagle zrzuconego wraz z bombami pytania o sens życia. Mieliśmy wreszcie cały wachlarz piosenek, często w specjalnych aranżacjach, które z racji największej dosłowności dawały możliwość uchwycenia tego, co faktycznie może oznaczać niepodległość.
Dyskusja o patriotyzmie jest mocno spolaryzowana: z jednej strony mamy wszechogarniającą martyrologię i wylewającą się z podręczników do historii tradycyjną pochwałę cierpienia, jakby żywcem wyjmowane z ust Oleńki: "Polsko, my ran twoich niegodni całować!". Z drugiej cyrkową wręcz zabawę w nowoczesność: sprzątanie po psie, płacenie podatków i wszystko to, co zwyczajnie kulturalni ludzie trzymają w szufladce "wychowanie" niźli raczej "patriotyzm". Energia, uwolniona dziś w Centrum Teatru Muzyki i Tańca pokazała, że istnieje jeszcze co najmniej jedna droga: bez wzniosłości uderzania w patos, przy jednoczesnym oderwaniu od wygodnej przyziemności. Nie będzie przekłamaniem stwierdzenie, że podczas spinanych w całość przez Krzysztofa Ryzlaka XXIII warsztatów LSA trafiono w złoty środek, który - miejmy nadzieję - podany dalej publiczności (frekwencyjnie tak licznej, że oblegać musiała balkony) kiełkować będzie w panaceum na narodowe podziały - wręcz zalewające przecież Polaków w 100 lat po wywalczeniu niepodległości...