Gość KCI: Teresa Mosingiewicz

Opublikowano:
Autor:

Gość KCI: Teresa Mosingiewicz - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia O zamiłowaniu do roślin, kutnowskim jarmarku różanym, pozycji Kutna w polskiej florystyce i tym, co pozostało z dawnych tradycji hodowlanych rozmawialiśmy z dyrektor Kutnowskiego Domu Kultury, Teresą Mosingiewicz. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Piotr Horzycki: Czym są dla pani róże? Jakie inne kwiaty pani lubi?

Teresa Mosingiewicz: Zacytuję mojego mistrza, Michaiła Bułhakowa: „Lubię róże”. Lubię kwiaty, wszystkie rośliny, wszystkie są piękne. Każdy kwiat jest inny, a jego uroda zależy od pory dnia, od pogody. Róże kojarzą mi się z pracą, wyznają rytm roku, dzieli się on dla mnie na okres przed i po Święcie Róży. Mam też bogate skojarzenia literackie.

P.H.: Jaka była początkowa forma Święta Róży?

T.M.: Najpierw był kutnowski jarmark różany. Odbyło się piętnaście takich imprez. Od 1990 roku zmieniliśmy nazwę na Święto Róży. Towarzyszyła temu burzliwa dyskusja, gdyż jarmark był mocno kojarzony z Kutnem. Nas raniła jednak ta jarmarkowa formuła. Na początku były zupełnie inne czasy, ludzie potrzebowali czegoś innego, niż dziś. Wokół Kutna istniało wiele plantacji róż. Organizowaliśmy tylko wystawę, prezentowaliśmy różne odmiany. Nie było całej tej dzisiejszej otoczki, aranżacji plastycznych, kompozycji. Na scenie grały zespoły regionalne, nikt nie silił się na zapraszanie gwiazd. Ludzie cieszyli się z tego, że były kiermasze, mogli kupić to, co zwykle nie było dostępne. Dzisiaj nie możemy jednak wracać do tego. Wspominamy te czasy z łezką w oku, ale dziś publika oczekuje już czegoś całkiem innego. Myślę, że można się dobrze bawić przy muzyce niekoniecznie znanych wykonawców, ale wiem, że wszystko się zmienia. Wielokrotnie musieliśmy dostosowywać formę imprezy do oczekiwań. Dziś florystyka staje się modna. Staramy się więc pokazać różne formy układania kwiatów. Oczywiście nadal chodzi o piękno roślin.

P.H.: Jak duże wyzwanie stanowi przygotowanie wystawy?

T.M.: Można powiedzieć, że zawsze koszmarnym snem pracowników KDK był brak róż. Nigdy nie wiadomo, jak uda się z kwiatami, czy uprawy nie będą zniszczone przez deszcz. Obecnie florystyka ratuje nas w pewnym stopniu. Kiedyś do ostatniej chwili czekaliśmy w niepewności, czy wystawa się uda, czy dostawcy dotrą na czas. Ludzie bez względu na pogodę spodziewali się, że róże będą i choć sami często zmagali się z suszą, to pytali, dlaczego w danym roku zabrakło u nas róż.

P.H.: Jaka jest obecna pozycja Kutna w polskiej florystyce?

T.M.: Myślę, że Kutno jest znane w świecie florystyki. Po pierwsze mamy wystawę, nad którą pracują najlepsi polscy floryści, często tylko za zwrot kosztów podróży. Spotykamy się z dużym zainteresowaniem prasy. W sierpniowym numerze „Florum” ukazał się duży artykuł o ostatnich warsztatach florystycznych. Organizujemy je co najmniej dwa razy w roku. Dla florystów jest to możliwość spotkania innych ludzi i poznania nowych rzeczy. Wysoko cenimy sobie współpracę z Marijusem Gvildysem. To uznana osobistość w Europie. Myślę, że jeśli Marijus przyjeżdża do nas, to znaczy, że Kutno ma swoją rangę. Konsekwentnie kontynuujemy więc tradycję jarmarku różanego. Obliguje nas do tego ogromny bagaż doświadczeń. Mamy za sobą 33 lata takich imprez.

P.H.: Jak wiele zostało dziś z dawnej tradycji hodowli róż w naszym mieście?

T.M.: Jest taka tendencja w całej Polsce, że hodowla róż staje się coraz mniej popularna, przestaje być opłacalna. Po części może to być związane z zalewem taniej róży holenderskiej. Trudno powiedzieć, czy należy tego żałować, świat się zmienia. Przez pamięć o tradycjach staramy się utrzymywać zainteresowanie różą. Kiedyś pan Wituszyński hodował kilka ogólnopolskich odmian. Chcemy podtrzymać tradycję, nie widzimy powodu, aby to porzucić. Ciągle przychodzą tłumy na wystawę i kiermasz. Ludzie porównują, dobierają, notują, fotografują, więc impreza ma sens. Kiedyś było pięknie pod Kutnem, kiedy wręcz pachniało różami. Są jeszcze plantacje pana Byczkowskiego, pani Osowska także ma niewielki teren. Coś się nadal dzieje, choć nie na taką skalę, jak dawniej.

P.H.: Na co dzień róż w Kutnie mamy dziś niewiele. Dlaczego tak jest i jak można to zmienić?

T.M.: Kilka lat temu zainicjowaliśmy „Program przyjaciela róży”, by miasto było bardziej obsadzone kwiatami. Niestety róża jest trudna w uprawie. W tym roku choruje nawet mimo oprysków. Ten rok jest fatalny. Tak mówią mi plantatorzy. Kiedyś pan Wituszyński obsadzał Kutno różami, potrafił przekonać miasto, że można to zrobić. Chętnie dzielił się tym, co miał. Inicjatywa jarmarku różanego także wiązała się z jego wkładem. Czasami bywa, że zabraknie jednego człowieka i pewne przedsięwzięcia upadają. Obecnie dużo pięknie obsadzonych miejsc znajduje się na terenach prywatnych, w przydomowych ogródkach. Jakiś czas temu Tomek Skuza sfotografował takie miejsca i z jego zdjęć utworzono wystawę.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE