Jeszcze kilka miesięcy temu Oliwia Łubińska była uczennicą klasy IIA o profilu matematyczno-geograficzno-językowym w Zespole Szkół nr 1 w Kutnie. Teraz przemierza korytarze amerykańskiego liceum, a obrazki, które Nowak lub Kowalski znają jedynie z telewizji, dla młodej kutnianki są codziennością.
Zielone światło na wyjazd do USA dał Oliwii zespół amerykańskich ekspertów, którzy wytypowali ją jako jedną z 38 osób spośród 3 tys. kandydatów biorących udział w Future Leaders Exchange Program. Do Ameryki przybyła w połowie sierpnia. Jak opowiada w nagraniu opublikowanym na platformie YouTube, miała już okazję zwiedzić park rozrywki Kings Dominion, Richmind - stolicę Wirginii, obejrzeć mecz futbolu amerykańskiego, pochodzić po górach i skosztować najlepszych bagli na świecie.
Jak ocenia swoje pierwsze tygodnie w USA? Jak naprawdę wygląda amerykańskie życie i nauka w High School? O tym wszystkim Oliwa Łubińska opowiada w rozmowie z KCI.
Na początek wyjdźmy od spraw językowych: świetnie mówisz po angielsku, co z pewnością było jednym z Twoich największych atutów, kiedy ubiegałaś się o wyjazd na wymianę do Stanów. Od jak dawna uczysz się angielskiego i w jaki sposób zdobyłaś taką płynność i lekkość wypowiadania się w tym języku?
Naukę języka angielskiego rozpoczęłam w wieku 7 lat, uczęszczając na prywatne zajęcia do Agnieszki Sztarbały - z początku mojej nauczycielki, teraz przyjaciółki. Podczas naszych lekcji od zawsze stawiany był duży nacisk na mówienie, więc nigdy nie miałam trudności w używaniu angielskiego w rozmowach. Warto też wspomnieć o wakacjach rodzinnych za granicą, podczas których poznawałam wielu anglojęzycznych ludzi. Utrzymywanie z nimi kontaktu było szczególnie przyjemną formą nauki języka. W poprzednim roku uczęszczałam także na kurs językowy w jednej z kutnowskich szkół. Myślę, że oprócz tych wszystkich lekcji, czy kursów, istotne było też używanie języka angielskiego na co dzień, chociażby oglądając filmy, czy czytając książki w języku angielskim.
Dla większości z nas, Polaków, USA to miejsce znany jedynie z hollywoodzkich filmów, czy wiadomości, można rzec - zupełnie inny świat. Co Ciebie, jako Polkę, po przyjeździe do USA uderzyło najmocniej, jeśli chodzi o kulturę, sposób bycia, codzienne zwyczaje Amerykanów? Które z tych zjawisk chętnie zaimplementowałabyś w naszym kraju, a których wolałabyś raczej nie spotykać na rodzimym podwórku?
Szczególnie zaskoczyła mnie powszechność tak zwanego ,,Small Talk’’, czyli płytkich rozmówek na powitanie. Nie chodzi tu o konwersację z sąsiadem, czy znajomymi, ale nawet z zupełnie obcymi ludźmi spotkanymi w sklepie. To nic specjalnego dla Amerykanów, gdy nieznajomy spyta Cię jak się masz i jak ci mija dzień. Myślę, że brakuje nam tego w Polsce, bo to przejaw zwykłej ludzkiej serdeczności. Czasem rzeczywiście może być ona męcząca, ale zazwyczaj momentalnie poprawia dzień. Początkowo miałam trudności z przywyknięciem do szybkości życia Amerykanów. Mimo że większość ludzi tutaj pracuje znacznie dłużej, niż większość Polaków, to i tak po skończonej pracy chętnie spotykają się ze znajomymi lub zajmują się innymi aktywnościami. Co zaskakujące, większość z tych aktywności są bardzo spontaniczne i niezaplanowane. Myślę, że każdy może samodzielnie ocenić, który tryb życia bardziej przypada mu do gustu. Ja zdecydowanie jestem jedną z tych osób, która ceni organizację oraz planowanie.
Wyjazd do Stanów często utożsamiany jest z poszukiwaniem lepszego życia, spełnianiem swojego American Dream. Jak jest w Twoim przypadku? Czy podróż do USA od dawna była Twoim celem? Czujesz, że spełniłaś swoje marzenie, czy traktujesz wymianę jako przygodę? A może czujesz, że ta wizyta otwiera przed Tobą furtkę do amerykańskiego życia "na pełen etat" i odnalazłaś tutaj swoje miejsce na Ziemi?
O wyjeździe do Stanów Zjednoczonych zaczęłam myśleć dopiero, gdy rozpoczęłam naukę w liceum oraz dowiedziałam się o programie FLEX. Chociaż nigdy nie było to moim marzeniem, to moi rodzice wychowali mnie jako osobę ciekawą świata oraz kochającą podróże, więc każda okazja zobaczenia czegoś więcej wydawała się fascynująca. Wyjazd do Stanów Zjednoczonych zdecydowanie był spełnieniem jednym z moich celów, ale także ogromną przygodą, podczas której mogę poznać samą siebie. Mimo że uwielbiam ten kraj, a pobyt tu zupełnie odmienił moje życie, to traktuję ten rok jako ,,rok nowości’’ oraz próbowania nowych rzeczy. Raczej staram się nie brać niczego na poważnie i nie wiązać przyszłości ze Stanami. Możliwe, że kiedyś powrócę tutaj na studia, ale Europa ma moje serce, więc raczej osiedlę się w jednym z Europejskich krajów.
A skoro o Ziemi mowa, to teraz pytania bardziej przyziemne. Wiemy, że mieszkasz w Wirginii. Gdzie Cię ulokowano? Mieszkasz w domku, czy jest to może coś w stylu bursy, domu studenckiego?
Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego miejsca do spędzenia roku w Stanach, a jest to Crozet, Wirginia. Mimo że jest to małe, skromne miasteczko, to 20 minut drogi stąd znajduje się miasto Uniwersyteckie o nazwie Charlottesville, gdzie zdecydowanie często bywam. Mieszkam w typowym amerykańskim domku z przemiłą rodziną goszczącą, która traktuje mnie jak członka rodziny. Osiedle, w którym znajduje się dom jest urokliwe- Z okien domu mogę podziwiać malownicze góry Shenandoah, a w okolicy znajduje się dużo lasów, gdzie często chodzę na spacery.
W ostatnim nagraniu na You Tube mówiłaś, że początkowo czułaś się obco, nieco przytłoczona. Jak przyjęli Cię amerykańscy rówieśnicy? Z jakimi problemami przyszło Ci się mierzyć na starcie?
Pierwszy dzień w amerykańskim liceum był jednocześnie fascynujący, jak i przytłaczający. Było to szczególnie przez wielkość szkoły, w której ciężko było mi odnaleźć klasy, inny system lekcyjny oraz ludzi, którzy znali siebie całe życie. Początki zawsze bywają trudne, jednak po kilku dniach z łatwością odnalazłam się w szkole z pomocą przyjaznych nauczycieli, nowoczesnych oraz ciekawych przedmiotów szkolnych, jak i innych uczniów, którzy otwarcie przywitali mnie w Western Albemarle High School.
American High School to nieodłączny element kultowych filmów dla nastolatków. Hermetyczne grupki znajomych, najpopularniejsza "laska" w szkole, przystojni chłopcy z drużyny futbolowej, nerdzi, charakterystyczne szafki na korytarzach i przesiadywanie na wielkiej szkolnej stołówce. Ile to wszystko ma wspólnego z rzeczywistością? Czy zaadaptowałaś się w którejś z grup? Poznałaś bratnią/siostrzaną duszę?
Muszę przyznać, że amerykańskie filmy są dość zgodne z rzeczywistością! Grupki znajomych są zazwyczaj hermetyczne i opierają się na wspólnych zainteresowaniach, czy sportach (których w mojej szkole jest szczególnie dużo). Na szkolnych korytarzach można zobaczyć graczy footballu amerykańskiego w ich strojach meczowych. Co do lunchu, moja szkoła zezwala na samodzielne wybieranie miejsca posiłku, więc niektórzy jadają w wielkiej stołówce, niektórzy zasiadają na dworze, a inni idą do klas ulubionych nauczycieli. Posiadamy amerykańskie szafki szkolne, jednak mało kto ich używa - szkoła jest duża, a przerwy tylko 5-minutowe, zatem mało kto ma czas, by zabrać potrzebne rzeczy z szafki i udać się na lekcje. Przez ostatnie 2 miesiące udało mi się poznać wiele osób oraz zaklimatyzowałam się w paru grupkach, z którymi regularnie spędzam czas. Ludzie tutaj są bardzo otwarci na nowe znajomości, jednak ciężko jest nawiązać z kimś głębszą relację. Jestem pewna, że jest to także kwestia czasu.
Co najbardziej zaskoczyło Cię w amerykańskiej szkole? Co uważasz za jej największe plusy? Jak bardzo amerykański model nauki różni się od tego, do którego przywykłaś w Polsce? I oczywiście - który z nich oceniasz lepiej?
Muszę zacząć od tego, że każda amerykańska szkoła wygląda zupełnie inaczej, ponieważ każdy Stan podejmuje indywidualne decyzje o standardach nauczania, dlatego ja opowiem o tym, jak funkcjonuje moja szkoła. Jest ona zupełnie różna od polskiej, więc mało co nie było dla mnie zaskoczeniem. Lekcje rozpoczynam każdego dnia o godzinie 9, a kończę o godzinie 16. Na początku roku mogłam wybrać 8 przedmiotów z listy wszystkich dostępnych kursów, których było około 50, a także poziom każdego przedmiotu (zwykły, zaawansowany, collegowy) Każdego dnia uczę się tylko 4 przedmiotów, jednak każda lekcja trwa 80 minut. Dodatkowo mamy 45 minut tak zwanego Warrior Period, podczas którego możemy uczyć się indywidualnie, zapisać się na konsultacje z wybranym nauczycielem lub wybrać się na spotkanie uczęszczanego klubu. Jak widać, amerykański system edukacji stawia nacisk na indywidualne podejście do każdego ucznia, co bardzo cenię. Gdybym miała stworzyć wymarzony system edukacji, to połączyłabym elementy amerykańskiego z tym znanym mi, polskim: Samodzielny wybór przedmiotów jest świetną okazją do wyboru własnej ścieżki życiowej i rozwijania zainteresowań, ale poziom tych przedmiotów mógłby być wyższy.
Jeśli chodzi o inne różnice niezwiązane z systemem edukacji, jest to na pewno ilość klubów pozalekcyjnych (aż 70!), sportów, poranne ogłoszenia w radiowęźle, aktywności szkolne oraz moje ulubione, poidła na korytarzach szkolnych. Spędziłam tu już 2 miesiące i jak na razie nie widziałam nikogo, pijącego z plastikowej butelki. Każdy nosi ze sobą kubek termiczny i z łatwością wypełnia go w poidełku. Każdy uczeń w mojej szkole otrzymuje własnego laptopa, którego używa przez cały rok. Rzadko kiedy używamy papieru podczas lekcji, ponieważ wszystkie notatki wrzucane są w aplikacji szkolnej. Nie marnujemy przez to pieniądze na podręczniki, ponieważ mamy do nich wirtualny dostęp, a notatki robimy na pojedynczych kartkach w segregatorze, czy też na laptopie.
Bierzesz udział w kilku zajęciach elekcyjnych. Jak wspominałaś, musiałaś zrezygnować z zajęć nauki gry na gitarze. Czy coś jeszcze zmieniło się w tej kwestii od momentu Twojego ostatniego nagrania? Rozpoczęłaś już codzienne treningi w koszykówkę? Wiem, że z powodzeniem grywałaś w kosza w Kutnie. Jak radzisz sobie na amerykańskim parkiecie?
Poza nauką gry na gitarze, moje zajęcia dalej pozostały takie same (Rozszerzona Matematyka, Angielski, Collegowa Psychologia, Collegowa Polityka, Historia Stanów Zjednoczonych i Wirginii, Przywództwo, Study Hall oraz Francuski), jednak dołączyłam do paru klubów: klub multikulturalny, uczniowie przeciwko nadużyciom seksualnym, Model ONZ, Klub wolontariatu. Mimo że nie rozpoczęłam jeszcze codziennych treningów koszykówki, to moja drużyna wdrożyła się już w przedsezonowe treningi z piłką, które odbywają się kilka razy w tygodniu. Udało mi się także wziąć udział w turnieju w pobliskim mieście. Świetnie mi się tu gra, szczególnie w towarzystwie przyjaznej drużyny oraz zaangażowanych trenerów.
I jeszcze na koniec (pół żartem, pół serio) - nie byłoby amerykańskiego liceum bez... słynnych domówek z chatą wypełnioną po same brzegi młodzieżą. Przyznaj się - miałaś już okazję brać udział w takiej imprezie? Były czerwone kubeczki? ;)
Niestety nie miałam okazji brać udziału w takiej imprezie, ponieważ większość z nich ma miejsce w Collegu, ale mogę przyznać, że czerwone kubeczki można znaleźć w prawie każdym domu!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.